O niezwykłej mocy łączenia ptaków i ludzi

Duma! Gazeta Wyborcza opublikowała w Dużym Formacie reportaż Ewy Wołkanowskiej-Kołodziej o innowacji społecznej, rozwijanej pod naszymi skrzydłami w ramach programu „Generator Innowacji. Sieci Wsparcia” pt. “Nasi terapeuci. Ptaki po traumatycznych przeżyciach i ludzie z DPS-u tworzą to bliskie relacje”.

Oto tekst całego reportażu:

Mamy panią z zaawansowaną demencją, od rana buczy, pokrzykuje, chodzi wte i wewte. Kiedy pierwszy raz zabrałam tę panią pod wolierę, byłam w szoku. Ona przy gawronach po prostu milknie.

Kiedy Nikolas przyjechał do domu pomocy społecznej, wiadomo było, że widzieć już nie będzie. Próbowano wcześniej temu zaradzić, ale było za późno. Oślepł, a gałki oczne zaczęły mu zanikać. – To twardziel – mówi lecząca go Ewa Rumińska. – Jego świat zmienił się kompletnie, a ten się dostosował. Biedak w końcu znalazł dom. Cieszę się niesamowicie, że ma tutaj tak fajnie.

– Hu, hu, ha, nasza zima zła! – śpiewa temu biedakowi 82-letnia Urszula, która przyszła go odwiedzić razem z terapeutką zajęciową. Przyniosły mu mięso. Obie mają niebieskie jednorazowe rękawiczki. – Nikoś, Nikoś! – Urszula woła do niego jak do swojego wnuczka mieszkającego w Szwecji. Ciepło, czule. Ptak zbliża się, bierze jedzenie, odskakuje na chwilę, znów wraca. Jego kolega o imieniu Kura czeka, aż kobiety pójdą. Ten z kolei dobrze widzi, ale brakuje mu fragmentu skrzydła. Nie dla niego dewolaje, i Paryże, i Szanghaje. Nikoś swoich dni dożyje w wolierze zbudowanej na terenie Fundacji Laurentius w Olsztynie prowadzącej tu w swych placówkach całodobową i dzienną opiekę nad seniorami.

Nikoś i Kura to dwa gawrony, choć niektórzy mieszkańcy nazywają ich czasem krukami, a czasem wronami. Był pomysł, by wolierę nazwać „Ptasim DPS-em”, w końcu stanęło na „Ptasiej Ferajnie”, żeby niepełnosprawnym ptakom dodać mocy.

Początkowo opieką nad tymi zwierzętami mieli się zająć seniorzy, tyle że niektórym z nich pamięć płata figle, innym płatają części ciała. Obowiązek karmienia ptaków i sprzątania u nich mają teraz pracownicy. Kiedy na dworze jest ciepło, pod wolierę przyprowadzają też swoich podopiecznych.

– Mamy panią z zaawansowaną demencją, od rana buczy, pokrzykuje, chodzi wte i wewte. Inni mieszkańcy się wtedy denerwują. Kiedy pierwszy raz zabrałam tę panią pod wolierę, byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć. Ona przy gawronach po prostu milknie. Przygląda się, uspokaja. Siedzimy tam dwie godziny, potem wracamy i znowu jest to samo – mówi terapeutka zajęciowa Anna Wiśniewska-Drężek.

JA – KWIATECZEK POŚLEDNI

Potocznie wszyscy ośrodek ten nazywają Laurentiusem. Jest nie tylko DPS-em. W tym samym budynku jest też prywatny dom opieki i finansowany z budżetu państwa oraz miasta Dzienny Dom „Senior+”, który oferuje zajęcia osobom powyżej 60. roku życia. „Tu można dowiedzieć się czegoś na temat zdrowej diety, szeroko rozumianego bezpieczeństwa seniora, jak również nauczyć się tańczyć zumbę! Dużo śmiechu niosą seniorom zajęcia jogi na wesoło” – taka informacja widnieje na stronie internetowej ośrodka.

82-letnia Urszula przychodzi tu na zajęcia, a wieczorem wraca do swojego domu. Promienieje, choć ma wszelkie powody i prawo do zgorzknienia.

Urszula, która codziennie przychodzi na zajęcia do Laurentiusa.

Urszula, która codziennie przychodzi na zajęcia do Laurentiusa. Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej

– Miałam dziesięć lat, jak zginął mój tata. Oprócz mnie w domu były trzy siostry i dwóch braciszków. Mama miała depresję, jedną zimę cały czas leżała w łóżku. Zostałam rzucona na świat jak nasionko. Braciszkowie mali, siostrzyczki ładniejsze. Ja chciałam iść do góry, a oni mówili: „Ula, poczekaj na mnie”. Byłam odpowiedzialna, braciszka wychowałam. Pięłam się po kamieniach. Ja – kwiateczek pośledni – opowiada Urszula, siedząc w pełnym słońcu na krześle w domu opieki. – Ambitni byliśmy wszyscy, zaocznie zdobyliśmy wykształcenie. Teraz żyję już naprawdę i cenię życie. Wszystko mnie interesuje! – trudno po każdym zdaniu wypowiadanym przez Urszulę nie stawiać wykrzyknika. Może być modelem seniorki, jaką każdy Polak chciałby być. Samodzielna, zdrowa, chodzi na gimnastykę i zajęcia teatralne. Sama kupuje bilety lotnicze w internecie (regularnie lata do córki mieszkającej w Szwecji), ma prawo jazdy (zrobiła je w wieku 50 lat). Lubi przychodzić do Laurentiusa, ale… – Mam nadzieję, że Pan Bóg będzie łaskawy i mnie z dnia na dzień zabierze. Tu jest naprawdę dobrze, ale nie chciałabym tu być. Bylebym w domu dała radę sama zrobić herbatkę, umyć się. Choćby na kolanach – mówi.

Zanim jednak pójdzie do domu, odwiedza koleżanki, które możliwości powrotu do swoich mieszkań nie mają. Chodzi od pokoju do pokoju i zabawia rozmową.

KURCZAKI URATOWANE Z HOLOCAUSTU

W jednym z pokojów mieszka Teresa, porusza się na wózku. Jej współlokatorką jest Sabina. Urszula opowiada o ptakach w ogrodzie. – Jak są upały, to gawronom jest gorąco. Latem nosiłam więc im gałęzie, zaciemniałam wolierę. „Nikosiu, Nikoś…” – mówiłam, a ten wtedy szedł za głosem, bo przecież nie widzi. Do dzióbka mięsko dawałam, i owoce, i warzywa. Kruki są wszystkożerne, nie potrzebują ekstrakarmy – szczebiocze Urszula.

– Mieszkający tu ludzie są chorzy, cierpią, ale ta integracja z ptakami pozwala jakoś zminimalizować to cierpienie – dodaje informacyjnym tonem Teresa.

– Co jest? O co chodzi? – dopytuje Sabina i nachyla się w kierunku obu pań, żeby lepiej słyszeć.

– Pani jest świeża, to opowiem. Jak było ciepło, jeździliśmy do Bukwałdu, gdzie weterynarz Ewa leczy chore ptaki. Ja tym żyłam! Co piątek przyjeżdżały po nas taryfy! Na miejscu częstowano nas herbatką i szarlotką. Oprócz ptaków były tam cudne pieski, z którymi biegał mały dziczek… Może ja za dużo opowiadam? Nie zanudzam? Oprócz orłów i bocianów są tam też kogutki uratowane z holocaustu. Tak, tak, z gazu. Tylko kokoszki po wykluciu się z jajka mają prawo żyć. Jak się okazuje, że to biedny, mały kogucik, to weg! Gazują je. Pani Ewa dostaje z wylęgarni martwe pisklęta, żeby karmić nimi orły. Któregoś razu przywieźli te zwłoki, a tam jakieś nóżki się ruszają. No i uratowała kogutka.

– To bardzo ciekawe! – komentuje Sabina.

– Uratowany z holocaustu kogucik wyrósł na eleganckiego koguta – mówi Urszula. – A ostatnio jak byłam, to w szpitaliku dla ptaków w klatce widziałam pełno uratowanych kogutków. Nie wiem, co oni później z tymi kogutkami robią.

Teresa nie ma wątpliwości: – Łeb ucinają.

Urszula protestuje: – Nie! Pani Ewa nie po to ratuje, żeby zabijać. Pewnie komuś daje, żeby się cieszył. Jak będzie ciepło i pani dyrektor znajdzie pieniądze na taryfę, to tam pojedziemy.

– Może dożyję tego czasu – z nadzieją mówi 97-letnia Sabina.

14-hektarowy Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich w Bukwałdzie, prowadzony założyła doktorka weterynarii Ewa Rumińska. Na zdjęciu z Aleksandrą Jabłońską. To pomysłodawczynie ptasiego projektu.

14-hektarowy Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich w Bukwałdzie, prowadzony założyła doktorka weterynarii Ewa Rumińska. Na zdjęciu z Aleksandrą Jabłońską. To pomysłodawczynie ptasiego projektu. Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej

CZASAMI PTAK NIE CHCE ŻYĆ

14-hektarowy Ośrodek Rehabilitacji Ptaków Dzikich w Bukwałdzie, prowadzony przez Fundację Albatros, założyła doktorka weterynarii Ewa Rumińska. Jest tu klinika dla ptaków i szpital z pracownią rentgenowską i salą operacyjną. Tu Rumińska leczy poranione ptaki. Jeśli ptak po kuracji odzyskuje sprawność, jest wypuszczany na wolność. Jeśli nie ma szans na przeżycie w środowisku naturalnym, zostaje w azylu, czyli w niewoli.

Na stałe mieszka w Bukwałdzie około 150 ptaków – bociany, gołębie, mewy, myszołowy, są też dwa orły.

Jedna z wolier stoi na uboczu. Na pierwszy rzut oka nie widać w niej nikogo, ale jak się zadrze głowę, to staje się oko w oko z puszczykami.

– To są ptaki nocne, które normalnie nie mają kontaktu z człowiekiem, więc trzeba im dać święty spokój. Część z tych ptaków jest z nami od kilkunastu lat, kilka za jakiś czas wypuścimy na wolność i staram się, by te sprawne nie straciły dystansu do ludzi. Z oswojonym ptakiem są same problemy – mówi Rumińska.

Jednym z takich problemów jest na przykład żuraw. Kiedy się przed nim zamacha rękoma, rozkłada skrzydła i zaczyna tańczyć z człowiekiem. Powód? Żurawie jajo zostało podłożone kurze. Zamiast kurczaka wykluło się żurawiątko. Kiedy wyrosło, było wielkości pięcioletniego dziecka. Ciekawski i niebojący się ludzi ptak. Potrafił wejść do sklepu, zajrzeć do szkoły. Uwielbia błyszczące rzeczy, zwłaszcza pierścionki, i gospodarze zaczęli się bać, że zrobi niechcący jakiemuś człowiekowi krzywdę, próbując zdobyć błyskotkę. Mieszka więc w wolierze z bocianami i dzikiego życia już nie zakosztuje.

Niesprawne ptaki są pożyteczne w wychowywaniu zdrowych dzikich piskląt.

– Czasami mam osierocone puszczyki, którymi zajmują się te niepełnosprawne nianie. W stadzie maluchy szybko uczą się jeść, dużo lepiej się socjalizują i przede wszystkim się nie oswajają. Jeśli ptak jest sprawny, powinien lecieć na wolność – mówi Rumińska.

Ptaki, które dziś mieszkają na terenie Domu Opieki „Laurentius” w Olsztynie, na początku były w ośrodku Rumińskiej. Zostały wyleczone i mieszkały tu przez jakiś czas. Lada dzień do Nikolasa i Kury dołączy mieszkająca na razie w Bukwałdzie Wronka. Ptak, który miał wylecieć na wolność, tuż przed wypuszczeniem w nocy zaczepił obrączką o gałąź i mocno się pokaleczył. Został wprawdzie wyleczony, ale stracił nogę. Teraz przeniesie się do odległego o 22 kilometry Olsztyna.

PTAKI MAJĄ W SOBIE SMUTEK

– Nie znałyśmy się. Któregoś dnia Ewa Rumińska zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy nasi seniorzy nie byliby zainteresowani ornitoterapią, czyli terapią ptakami. Dla mnie ptaki to niesamowite istoty, nieuchwytne stworzenia Boże, więc już w pierwszym zdaniu powiedziałam, że bardzo chcę – mówi Ewa Kordaczuk, dyrektorka olsztyńskiego Laurentiusa. Na jej dyrektorskim biurku, na papierach, leży kot. Jeden z dwóch mieszkających w tej placówce. Gawronów wprawdzie nie atakują, ale na inne ptaki zdarza im się zapolować.

Od tamtego telefonu Ewa Rumińska regularnie przyjeżdża do ośrodka, by opowiadać mieszkańcom o ptakach.

– To, co proponujemy, to jest opozycja do animaterapii. Nie chodzi o to, że kupujemy papużki czy kury i trzymamy w niewoli, żeby ludzie mieli fun. Tu chodzi o to, że niepełnosprawne ptaki po traumatycznych przeżyciach i ludzie mają stworzyć relację, która przyniesie korzyści obu stronom – mówi, idąc do kaplicy w domu opieki. Czekają już tam na nią mieszkańcy domu i kilku pracowników.

– Ptaki to rozwinięte intelektualnie i emocjonalnie stworzenia, które potrzebują rozrywki. Ostatnio oglądałam filmik, na którym kruk, chcąc napić się wody z wysokiego naczynia, przynosił kamyki i wrzucał, by podnieść poziom wody. Moje dziecko popatrzyło na to i rzekło: „Wiesz, mama, nie wiem, czy ja bym od razu na to wpadła” – mówi. Niektórzy seniorzy się uśmiechają, ktoś inny ma nieobecne spojrzenie.

W pierwszym rzędzie siedzi oparta o balkonik 94-letnia Wanda: – Ja szczególnie kocham sikorki. W dzieciństwie dużo chorowałam i spędzałam czas w szpitalach. Mogłam całymi dniami obserwować te ptaki: jak dwa się biły o jedzenie, jak w tym samym czasie trzeci podjadał. Zupełnie jak u ludzi! Ja czułam, jakbym była częścią społeczeństwa sikorek – mówi, uśmiechając się od ucha do ucha, i widać w niej tę małą dziewczynkę sprzed 90 lat.

– Sikorki to charakterne ptaki, szczególnie bogatki – komentuje doktorka Ewa, a pani Wanda zgłasza swoją wątpliwość co do losu Nikosia i Kury: – Patrzenie na te ptaki pomaga nam w zdrowieniu psychicznym, ale choć mają tu bardzo dobrze, to wydaje mi się, że są smutne.

– Wszystkie ptaki, które nie żyją na wolności, mają w sobie ten smutek. Chyba że są to maluchy już wychowane w niewoli. Jest nadzieja, że może głębsza relacja z innym stworzeniem, czyli człowiekiem, ten smutek trochę złagodzi. Im więcej mają bodźców, tym lepiej ich psychika funkcjonuje. Będzie cudownie, jak państwo będziecie wiedzieć, że jesteście im potrzebni, a oni wam – odpowiada weterynarz.

– A czy ptak może dostać depresji? – dopytuje ktoś z sali.

– Może. Miałam takie przypadki, kiedy ptak wyleczony fizycznie całkowicie, choć po amputacji skrzydła, przestawał jeść. Jego świat się zawalił, bo z życia w nieograniczonej przestrzeni trafiał do klatki i nie był w stanie latać. Mnóstwo zwierząt z podobną historią dostosowuje się do innego życia i dobrze funkcjonuje latami. Wchodzą w przyjaźnie, mają romanse, kłócą się, gniazda robią. Ale są też takie, które się nie przystosowują. Miałam ptaki, które umierały, i jedyną diagnozą, jaką mogłam postawić, była po prostu niechęć do życia. Od lat obserwuję zwierzęta i teraz, kiedy widzę, że zwierzę wykazuje niechęć do życia, i po pierwszych próbach dokarmiania na siłę widać, że to nie działa, tylko powoduje większy stres, ja ich nie męczę, odpuszczam. Nie chodzi o to, by na siłę utrzymać to stworzenie przy życiu, ale o to, by ptaki miały życie, które będą akceptować i nie będzie dla nich męczarnią, tylko w miarę fajnym życiem.

Po zakończeniu spotkania, kiedy wszyscy idą lub są wiezieni na obiad, podchodzi do mnie dyrektorka ośrodka.

– My też mamy tu podobne dylematy. Czasem rodzina naciska, by karmić na siłę, za wszelką cenę utrzymywać przy życiu, a my widzimy, że ten człowiek tego nie chce. Ptaki są smutne, bo tęsknią za wolnością, a nasi mieszkańcy tęsknią za czasami, kiedy byli na tyle sprawni, że mogli decydować o swoim życiu – mówi Ewa Kordaczuk.

MAM PLAN: UMRZEĆ DO 2035

– Człowiek mądrzeje, jak ma 90 lat. Albo durnieje – mówi 91-letnia Felicja. Ma pokój jednoosobowy, czyli luksusy. Wygląda on w zasadzie jak małe mieszkanie. Ma tu obrazy koni w galopie, zdjęcia rodzinne, czerwone kubki w kropki. Łazienka, czajnik, dekoracyjne metalowe pudło z ciasteczkami. Jest przytulnie, ale pani Felicja i tak ciągle wraca w opowieści do olsztyńskiego mieszkania w bloku. Jest ono wysprzątane i zamknięte na klucz. Ma 32 metry kwadratowe. Kuchnia i dwa pokoje, jeden długi na 6 metrów, ale szeroki jedynie na 180 centymetrów. Tak zwana kiszka. – Mieszkam tam od 47 lat – mówi Felicja, choć swoje mieszkanie odwiedza rzadko – jedynie wtedy, gdy ktoś ją tam zawiezie, a potem przywiezie z powrotem do ośrodka. Porusza się za pomocą chodzika, więc przez pokój zwany kiszką przejść nie daje już rady. Może najwyżej stać i patrzeć.

– Na klatce schodowej mijają mnie młodzi ludzie. Mówią „dzień dobry” i chcą podnieść moją torbę. Wszyscy ci, którzy mieszkali tu ze mną, poumierali. Nie ma tu drugiej takiej kwoki jak ja – opowiada, szykując kawę. – Długo odwlekałam przeprowadzkę tutaj. Na początku płakałam po kątach – mówi, ale ani smutek, ani nostalgia się jej nie uczepiają.

Pokazuje ulubioną wodę perfumowaną: – Używam zapachów prawie męskich, na przykład „zielonej herbaty” Elizabeth Arden. Jak w Rossmannie jest zniżka, kupuję więcej. Teraz marzę, by ktoś zorganizował wycieczkę do Hebe – tam zawsze jest promocja.

Felicja, mieszkająca w ośrodku na stałe.

Felicja, mieszkająca w ośrodku na stałe. Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej

Urodziła się w Wilnie, ale w czasie wojny ona, brat i mama musieli uciekać przed wywózką na Syberię. Tata był w Armii Krajowej i po 1945 roku zniknął. Przez większość życia rodzina myślała, że trafił do Archangielska. Dopiero dwa lata temu bratanek pani Felicji sprawdził archiwa i okazało się, że jej ojciec 11 lat spędził w łagrze w Workucie i tam zmarł.

– Całe życie się dorabiałam. Zostałam pielęgniarką i ubierałam się w fartuch. Oddziałowa dawała mi ręczniki i bieliznę pościelową. Jedna z koleżanek miała elegancką bluzkę. Jak trzeba było zrobić zdjęcie – inne pielęgniarki bluzkę tę pożyczały. Jedyne, co mam, to mieszkanie.

Telewizor w pokoju pani Felicji nie działa, ale ma zostać naprawiony. Najbardziej lubi programy o ptakach. – Pingwiny zawierają związki małżeńskie na całe życie. Jeżeli pani pingwinowa zginie, on drugiej partnerki do końca życia mieć już nie będzie – opowiada z podziwem. Sama za mąż nie wyszła. Mówi, że nikt jej nie chciał, ale to nieprawda. Nie chcieli jej ci, których ona chciała. Nie spotkały się dwie miłości.

Kilkakrotnie była w Ośrodku Rehabilitacji Ptaków Dzikich. Niektórzy seniorzy karmili pisklęta robakami, ale ona się brzydziła. Zainteresowały ją natomiast operacje, które robi doktorka Ewa. Kilkakrotnie obserwowała też wypuszczanie bocianów na wolność: – One też łączą się na całe życie, ale proszę sobie wyobrazić, że potrafią wyrzucić z gniazda własne dziecko, jeśli jest wątłe. To takie straszne! Ja sobie wyobrażam, jak to bocianiątko leci… Przecież czuje, że dzieje się coś niedobrego… A potem umiera. Zabite przez własnych rodziców.

Felicja umrzeć zamierzała dawno temu, co najmniej w 1995 roku. – Wtedy umarła moja mama. Pomyślałam sobie, że ja też nie jestem już młoda, i wykupiłam sobie drugie miejsce na cmentarzu obok niej. Nie przyszło mi do głowy, że będę jeszcze tyle żyła. Po 20 latach musiałam raz jeszcze za to miejsce zapłacić. Teraz nie jestem w stanie chodzić i robić tam porządków, ustaliłam więc z bratankami, że jak umrę, to moją mamę ekshumują, a mnie włożą do pudełka i spalą. Potem razem zabiorą nas do Wrocławia, gdzie mieszka mój bratanek. Miejsce jest opłacone do 2035 roku, więc chyba tym razem umrę do tego czasu. Taki mam plan, to zupełnie logiczne – mówi pogodnie. Mieszkanie zostanie sprzedane dopiero po jej śmierci.

Na pogrzebie ma zaśpiewać Adam Gałka, nazywany olsztyńskim Elvisem Presleyem. A repertuar to „Modlitwa do dobrego Boga” Edyty Geppert: „Daj mi, proszę, dobry Boże,/ Zamiast drogi – to bezdroże,/Które prosto poprowadzi/ Poprowadzi mnie w nieznane./ Innym, dobry Boże, zostaw/ Wstęgi ulic i autostrad,/ A ja niech już na manowcach pozostanę”.

WRONY LUBIĄ JAZZ

Zanim Nikoś i Kura zamieszkali w Olsztynie, seniorzy regularnie jeździli obserwować ptaki do Bukwałdu.

Pieniądze na projekt pod tytułem „Ptasi terapeuci” dała Unia Europejska. Wydarzyło się to w ramach inkubatora innowacji społecznych prowadzonego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” i PCG Polska, które wspierają ludzi mających ciekawe pomysły na rzecz poprawy jakości życia osób starszych. Testują te pomysły, upowszechniają najciekawsze z nich. Projekty takie w pewnym sensie szykują Polaków na to, co nadchodzi. Dzisiaj co szósty obywatel lub obywatelka mają 65 lat lub więcej. A według badań demograficznych w 2050 roku w takim wieku będzie w Polsce co trzecia osoba. Będzie musiała jakoś sobie radzić, czymś się zająć.

Na początku Ewa Rumińska miała pomysł, by starsi ludzie prowadzili ptasie żłobki – karmili porzucone pisklęta i opiekowali się nimi do czasu, aż będą mogły polecieć na wolność. Okazało się jednak, że karmienie małych ptaków, często przez rurkę, wymaga dużej sprawności rąk. Zamiast wolontariatu opiekuńczego starszym osobom zaproponowano swoistą terapię przy pomocy ptaków dzikich, tym bardziej że współautorką projektu jest Aleksandra Jabłońska, psycholożka pisząca doktorat o wpływie muzyki na rehabilitację ptaków krukowatych. Pilotaż do swoich badań prowadziła w warszawskim zoo.

– Całymi dniami siedziałam w wolierze, puszczałam ptakom różną muzykę i je obserwowałam. Najbardziej reagowały na jazz, skupiłam się więc na piosenkach Louisa Armstronga. Okazało się, że wtedy wrony częściej się przytulają, mają więcej naturalnych zachowań, są spokojniejsze. Przylatywały do mnie, skubały mi sznurówki – opowiada. Kiedy w czasie pandemii zoo zostało zamknięte, odezwała się do Ewy Rumińskiej z pytaniem o możliwość kontynuowania badań w Bukwałdzie. Po kilku latach razem stworzyły innowację przyrodniczo-terapeutyczną, jaką jest ich projekt łączący niesprawne ptaki ze starszymi ludźmi.

– Zadowolony ptak będzie miał ochotę na zabawę. Seniorzy robili na przykład zabawki dla wron. Były to naszyjniki z paciorków, owoców, patyczków, sznurków. Sami wpadli na pomysł, by ozdobić je kwiatami – opowiada.

Ewa Rumińska uczyła seniorów rozpoznawania ptaków, robiła wykłady z ptasiej anatomii i fizjologii. Aleksandra Jabłońska natomiast dbała o emocje samych seniorów.

– Na pierwszych spotkaniach rozmawialiśmy o tym, gdzie były ptaki w ich życiu. Wiele osób cofnęło się do dzieciństwa. Ktoś opowiadał, że jego mama służyła u pana w dworze. W ogrodzie były ptaki i można było się im przyglądać. Rozmawialiśmy też o tym, za czym tęsknią – mówi.

– Kiedyś tak było, że zwierzę jest kochane, fajne, miłe, ale ono musi czemuś służyć. Człowiekowi. Nam zależało, żeby odwrócić to patrzenie. Zwierzę nie jest po to, by czemuś służyć. Ono po prostu jest. Samo to jest cudem. Chciałyśmy, by starsi ludzie mieli doświadczenie kontaktu z inną osobą nieludzką, czyli zwierzęciem, które też jest osobą i jest tak samo jak my na tym świecie – mówi Rumińska.

MOJE CIAŁO DAJCIE ZWIERZĘTOM

Historię Baśki i Artura poznali wszyscy uczestnicy zajęć ornitologicznych. To historia wielkiego romansu, miłości na odległość. Baśka i Artur to dwa kruki, z tym że Baśka to tak naprawdę pan, a Artur – pani.

– Mieszkały przez kilka lat w jednej wolierze i wyprowadziły dwa lęgi. Duże kruki, wychowane przez niepełnosprawnych rodziców, były piękne i dzikie. Artur poleciała na wolność, Baśka został i jest jak Penelopa, a raczej Penelop, który czeka na ukochaną. Ta mieszka gdzieś niedaleko, codziennie przylatuje do Baśki w odwiedziny. Baśka żywiołowo reaguje, rozmawiają ze sobą. Kruki są znane z tego, że łączą się w pary na całe życie i budują trwałe i głębokie relacje. Jak Artur wyleciała z woliery, przez jakiś czas ją tropiłam i obserwowałam, czy sobie poradzi. Widziałam ją z dzieciakami i jakimś obcym krukiem, który się do niej zalecał. Zastanawiałam się, czy pójdzie z nim w lęgi, zacznie nowe życie. Nie widzę jej w parze z żadnym innym ptakiem, ale codziennie jest przy wolierze Baśki – opowiadała jesienią Rumińska seniorom.

W grudniu Baśka zmarł. Ewa Rumińska pochowała go na terenie ośrodka. Woliera jest pusta. W domu doktorki stoi w ramce wydrukowane zdjęcie czarnego kruka.

– Były dni, kiedy nie zdążyłam do niego zajść, ale wiedziałam, że jest. Że można pójść, zagadać. To był specjalny ptak, jeden z najbliższych. Z żadnym innym nie miałam takiego kontaktu, bo on też tego kontaktu bardzo pragnął – mówi, ustawiając znicz na mogile Baśki. – Lubię patrzeć na świat z perspektywy leżącej drabiny – człowiek nie jest lepszy od zwierzęcia, jest inny, ale tak samo ważny. Jak się myśli w ten sposób, to perspektywa śmierci nie jest przerażająca. Najbardziej bym chciała, żeby moje zwłoki oddać zwierzętom – żeby padlinożercy i owady się najedli. Rodzina mnie rozumie i by na to poszła, ale niestety, nie pozwalają na to przepisy.

PRZYSTOJNY MĄŻ W RAMCE

– W mieszkaniu w Warszawie na Wilanowie mam balkon – mówi 94-letnia Wanda, mieszkanka ośrodka w Olsztynie. To ona od dziecka obserwuje sikorki. – Kiedy żył mój mąż, już rano mówił: „Wstawaj, sikorki przyleciały na śniadanie”. Dawałam im ziarenka słonecznika. Wiem, że potrafiłyby same wyłuskać, ale nie chciałam, by się pokaleczyły – opowiada.

W Laurentiusie jest od dwóch lat. Mąż zmarł, siostra zmarła, sama dostała zawału. Razem z mieszkającą w Olsztynie córką postanowiły, że się tu przeniesie. Opowiada o kawce, która się wykąpała w talerzu z wodą na jej parapecie, o szpakach, w które wpatrywała się w sanatorium. O sikorkach, jej ukochanych.

– Kiedyś bardzo pokłóciłam się ze znajomym. Opowiadałam mu o jerzykach, które mają gniazdo na balkonie u mojej córki. A ten pan, choć wykształcony, powiedział: „A ja gniazdo gołębi zerwałem i wywaliłem”. Ja na to: „One przyleciały tysiące kilometrów do Polski, żeby złożyć tu jaja i tu żyć. A tyś to zniszczył” – mówi suchym tonem.

Wanda, mieszkanka ośrodka w Olsztynie.

Wanda, mieszkanka ośrodka w Olsztynie. Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej

Kiedy jest ciepło, odwiedza dwa gawrony w wolierze. – Ale tak się zastanawiam, czy one są szczęśliwe, tym bardziej że są mocno okaleczone. Na wolności by nie przeżyły, ale czy ta niewola w dobrej intencji daje im jakieś poczucie szczęścia? Mnie się zdaje, że zwierzęta odczuwają ból, radość, więź między sobą. Rozmawiam z tymi ptakami. Pytam: „Czy jesteście smutne? Czy coś was boli?”.

Wanda wie, co jest w życiu najważniejsze. – Pożycie małżeńskie – mówi i pokazuje zdjęcie męża w mundurze. – Chwalę się nim zawsze, bo był bardzo przystojny. Szczupły, wysoki, elegancki. Ja byłam przede wszystkim niska. Maszynistki i sekretarki bywały okrutne, lekceważyły mnie, zastanawiały się, dlaczego on ma taką żonę. Tyle że one były głupie, a ja byłam mądra – ciepło opowiada Wanda, która ze swoim mężem spędziła 66 lat. – Tylko dobry związek małżeński podtrzymuje na duchu kobietę. Koledzy mówili do męża: „Czy twoja żona w ogóle śpi w nocy? Kiedykolwiek byśmy przyszli, mieszkanie wysprzątane, a ona uczesana”.

Patrzy na zdjęcie męża. Ma z nim syna, córkę, wnuki, prawnuki. W małżeństwie była jedna rysa.

– Myśmy nie mieli ślubu kościelnego. Wojsko to było jego szczęście. Poza tym on studiował socjologię, filozofię i do wiary podchodził z rezerwą. Kiedyś ksiądz powiedział mi tak: „Słuchaj, jeżeli on jest uczciwym człowiekiem, nie szkodzi, że nie macie ślubu. Możliwe, że on jest jeszcze lepszym chrześcijaninem niż ci, co bez przerwy klęczą pod ołtarzem. Nie truj go, bądźcie szczęśliwi, dzieci wychowujcie”. Ale ja do komunii iść nie mogłam. Teraz jestem tutaj. Poszłam do spowiedzi i wszystko księdzu opowiedziałam. On na to: „Możesz już teraz być swobodna”. I tak jest.

Kiedy jest jej ciężko, pyta męża o rady. Przyśniło jej się raz, jak zwraca się do niego: „Tak rzadko mi się śnisz. Przyjdź we śnie częściej”. Odpowiedział: „Nie wiem, czy mi się to uda załatwić”.

CZY PTAK JEST SZCZĘŚLIWY?

– Kiedy skończyły się pieniądze z projektu na terapię z pomocą ptaków, seniorzy reagowali różnie. Ci, którzy przychodzili – tak jak pani Urszula – do domu opieki tylko na dzień, reagowali inaczej niż stali mieszkańcy. Pani Ula planowała, że będzie przyjeżdżać, grabić, odwiedzać. A ci, którzy mieszkają na stałe w Laurentiusie i nie są samodzielni, mieli w sobie więcej smutku: „Kiedy będzie następne spotkanie o ptakach? Czy w przyszłości się jeszcze uda?” – mówi Aleksandra Jabłońska.

Nikt nie pamięta, kto wpadł na pomysł, żeby na terenie olsztyńskiego Laurentiusa wybudować wolierę i tu, na miejscu, obserwować ptaki. Dyrektorka sama szukała sponsorów i to ich nazwiska są dziś na tablicy tuż przy nowym domu Nikolasa i Kury. – Jak do mieszkańców przyjeżdżają rodziny, to pierwszym punktem wycieczki po ogrodzie jest „do ptaków” – mówi Kordaczuk. Zdradza, że kilku dyrektorów domów pomocy społecznej pytało ją o to, w jaki sposób można mieć wolierę. Też by chcieli.

– Nie wiadomo, czy mieszkające w azylach ptaki są szczęśliwe, bo co to znaczy? Jest to pytanie filozoficzne, przecież ludzie sami nie potrafią określić, czy są szczęśliwi. Możemy stwierdzić natomiast, czy warunki, w których mieszkają ptaki, odpowiadają ich potrzebom. Możemy ocenić ich dobrostan. Czy się stresują, czy są spokojne. W wielu ośrodkach podobnych do naszego zwierzęta czasem się usypia, bo nie ma dla nich odpowiedniego miejsca ani możliwości zorganizowania domu. A one chcą żyć i żyją nieraz po kilkadziesiąt lat – tak jak orły, kruki, mewy, puszczyki. Jeśli będę miała w Bukwałdzie 10 razy więcej ptaków niż dziś, to one będą miały u mnie 10 razy gorzej. Gdyby się stworzyła współpraca z ilomaś takimi domami, w których byłyby stadka po kilka, kilkadziesiąt ptaków, to powstałaby sieć takich świetnych domów. Tak jak ten, który mają Nikoś i Kura – mówi Ewa Rumińska.

Karmienie gawronów w ośrodku, w którym seniorzy opiekują się ptakami.

Karmienie gawronów w ośrodku, w którym seniorzy opiekują się ptakami. Fot. Ewa Wołkanowska-Kołodziej

PRZYJAŹŃ OSÓB LUDZKICH I NIELUDZKICH

W opisie innowacji „Ptasi terapeuci” widnieje, że w trakcie trwania programu „starsi ludzie zwiększają swoje poczucie sprawstwa, poprawiają samopoczucie, budują nowe relacje społeczne i międzygatunkowe” oraz że celem innowacji jest „podmiotowe traktowanie wszystkich uczestniczek i uczestników, bez względu na gatunek, wiek, płeć, poglądy, wyznanie”. Są też wskazówki dla osób, które chciałyby taką innowację wdrożyć w innej placówce: „Pamiętajcie, że potrzeby ptaków muszą być respektowane na równi z potrzebami ludzi”.

W przygotowanych przez Jabłońską i Rumińską scenariuszach zajęć dla seniorów są też propozycje medytacji. Jedna z nich to tzw. medytacja bezpiecznego miejsca. Starsi ludzie mają wyobrazić sobie, że są projektantami, którzy tworzą miejsce dla siebie.

Czy byłoby tam przytulnie?

Czy byłoby dużo przestrzeni?

Gdzie mogliby się schronić, a gdzie spotykać z innymi?

Gdzie mogą się ogrzać, a gdzie ochłodzić?

Czy byłoby tam duże okno?

Jest też propozycja relaksacji polegającej na tym, by starsi ludzi wyobrazili sobie, że są ptakami. I zastanowili się, czy chodzą, czy lecą. I jak to jest mieć skrzydła? Dziób? Pióra? Jak odbiera się słońce, wodę, wiatr? Jak się pachnie?

I by spróbowali polecieć w jakieś ładne miejsce. Gdzie by to było?

***

Reportaż został opublikowany w Dużym Formacie w Gazecie Wyborczej: LINK

Więcej o innowacji “Ptasi terapeuci”: CZYTAJ

Inkubator innowacji społecznych realizujemy razem z PCG Polska ze środków funduszy europejskich.

SENIORZY W SIECI – MODUŁ 3: SIEĆ W PRAKTYCE – Działania lokalne

Zapraszamy do kontynuacji obcowania z siecią, jej możliwościami i zagrożeniami, tym razem w realu. Dla uczestników kursu online “Seniorzy w sieci” (wszystkich dotychczasowych edycji) tworzymy możliwość zrealizowania działania dla swoich rówieśników ze społeczności lokalnych. Rozszerzajmy wiedzę o kompetencjach niezbędnych do korzystania z treści w Internecie, o specyfice tworzenia i odbioru informacji w sieci, w tym w mediach społecznościowych, oraz o bezpieczeństwie cyfrowym. I twórzmy przyjazne przestrzenie, które wspierają edukację i kompetencje społeczne osób starszych. Nieustannie działamy pod hasłem: Rozgość się w sieci, jesteś u siebie!

Co będziemy robić?

W 10 miejscowościach będziemy wspólnie organizować lokalne wydarzenia związane z edukacją medialną seniorów, które mogą przyjąć jedną z następujących form:

  • warsztaty
  • world cafe
  • panel
  • debata

I dotyczyć takich zagadnień, jak:

  • SCAM – jak nie dać się oszukać?
  • MEDIA SPOŁECZNOŚCIOWE – na co uważać?
  • Ej-Aj – czyli sztuczna inteligencja jako nowy element dezinformacyjnego krajobrazu

Wydarzenia będą odbywać się między 2.04 a 31.05.2024.

Jak będziemy Was wspierać?

Wspólnie z naszym partnerem Stowarzyszeniem Demagog zapewnimy Wam:

  • obecność eksperta i ekspertki od wybranego tematu, który przeprowadzi z Wami działanie dla Waszej grupy (w przypadku miejscowości, do których trudno dotrzeć publicznym transportem zbiorowym, będzie to obecność online)
  • wsparcie tutoringowe Towarzystwa ę w zakresie pracy ze społecznością seniorską i aktywizacją uczestników (ok. 2 h tutoringu online na miejscowość)
  • wsparcie organizacyjne i promocyjne (materiały promocyjne)
  • minigrant w wysokości 800 zł na organizację wydarzenia

Krok po kroku – jak się zgłosić:
KROK 1: Znajdź w swojej miejscowości organizację lub instytucję, z którą zorganizujesz wydarzenie. To może być: organizacja pozarządowa, biblioteka, samorządowa instytucja kultury, podmiot prowadzący działalność (m.in. edukacyjną, kulturalną, społeczną) aktywizujący społeczność lokalną, klub/centrum lokalne, miejsce aktywności lokalnej, centrum integracji społecznej i inne prowadzone przez jednostki samorządu terytorialnego, rada seniorów, uniwersytet III wieku

KROK 2: Przeczytajcie razem regulamin, dostępny tu:

Przeanalizujcie jakie macie zasoby, co jest Wam potrzebne.

KROK 3: Wypełnijcie formularz do 6.03.2024 – tu: https://forms.gle/Jwmf7FWmBxEt2JzX9 

KROK 5: 8.03.2024 ogłosimy wyniki i zaczniemy wspólnie planować i organizować Wasze wydarzenie.

Jeśli macie pytania, skontaktujcie się z koordynatorką projektu: Karolina Śmigiel, karolina.smigiel@e.org.pl, 504163396.

Wydarzenia są organizowane w ramach projektu Seniorzy w sieci, który powstaje jako część programu “Countering Disinformation among Vulnerable Populations in Central Europe” realizowanego w 4 krajach: Polska (Towarzystwo Inicjatyw Twórczych “ę”), Czechy (Transitions), Słowacja (Memo98), Węgry (Center of Independent Journalism).

Ogólnopolskie spotkanie ROZMOWY BEZ GRANIC – jak założyć seniorsko-migrancki klub konwersacyjny 

Mamy przepis na kluby konwersacyjne. Połącz starszych dorosłych wolontariuszy i osoby z doświadczeniem migranckim lub uchodźczym, spotkaj się z nami i dowiedz się jak z sukcesem poprowadzić klub konwersacyjny w swojej społeczności. 

13 lutego 2024 r. godz. 10:30-15:30
Fabryka Aktywności Miejskiej, ul. Tuwima 10, Łódź

Udział w wydarzeniu jest bezpłatny. Liczba miejsc ograniczona. W wypadku większej ilości zgłoszeń będzie decydowała kolejność zgłoszeń i motywacja.
Mieszkasz poza Łodzią? Przyjedź! Zwracamy koszty podróży i zapraszamy na obiad. 

Zgłoś się poprzez formularz rejestracyjny: https://podajdalej.webankieta.pl/ do dnia 6 lutego 2024 r

CO TO JEST?
Podczas spotkania podzielimy się pomysłami i doświadczeniami wyniesionymi z realizacji projektu “Polska dla Początkujących i Zaawansowanych – Podaj Dalej” realizowanego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych “ę” w partnerstwie z Polskim Forum Migracyjnym. Celem projektu jest sieciowanie i merytoryczna pomoc dla organizacji i instytucji samorządowych chcących wspierać włączenie społeczne uchodźczyń, uchodźców, migrantów i migrantek. 

Część z nich buduje w Polsce swoje życie – pracują lub szukają pracy, korzystają z edukacji, ze służby zdrowia, z kultury. Ważne jest stworzenie warunków, by mogli czuć się u nas możliwie najlepiej i bezpiecznie.Ułatwieniem tego procesu jest tworzenie relacji z Polkami i Polakami w lokalnych społecznościach – także poprzez naukę języka polskiego.

Wypracowany przez nas model działania polega na łączeniu wolontariuszek i wolontariuszy 60+ oraz osób przybywających z innych krajów poprzez konwersacje w języku polskim. 

W realizację projektu zaangażowało się 11 podmiotów z całej Polski, które połączyły ponad 120 wolontariuszy i wolontariuszek z ponad 120 osobami migranckimi i uchodźczymi. Spotkania tandemów konwersacyjnych doprowadziły do nawiązania trwałych relacji, a w niektórych przypadkach obudziły w uczestniczkach i uczestnikach ochotę do współdziałania w większej grupie i zainspirowały do nowych pomysłów. Podczas wydarzenia finałowego pokażemy jak taki klub założyć w swojej społeczności.

DLA KOGO?
Dla animatorów/animatorek, edukatorów i edukatorek, przedstawicieli organizacji/instytucji z całej Polski i niezależnych osób, które:

  • skupiają wolontariuszy 60+ lub chcą włączyć je do swoich działań
  • działają bądź chcą działać na rzecz uchodźczyń uchodźców
  • dla każdego kto chce budować społeczeństwo oparte na otwartości, zaangażowaniu, akceptacji i solidarności. Zapraszamy przedstawicieli domów kultury, bibliotek, organizacji pozarządowych uniwersytetów trzeciego wieku.

PROGRAM WYDARZENIA:

10.30-11.00 – Powitalna kawa, bo dobrze zacząć każdą wspólną przygodę filiżanką z aromatycznym napojem
11.00-11.30 – “Migranci i uchodźcy w Polsce – w jakim miejscu jesteśmy dziś?” – spojrzenie na rzeczywistość z perspektywy nowej różnorodności z Martą Białek-Graczyk (Towarzystwo “ę”) i Karoliną Czerwińską (Polskie Forum Migracyjne)
11.30-13.30 – “Podaj Dalej krok po kroku” – warsztaty prowadzone przez Agatę Pietrzyk-Sławińską i Ewę Jagiełło (Towarzystwo “ę”), wraz z uczestnikami projektu “Polska dla początkujących i zaawansowanych – Podaj Dalej!”. Jak działać, żeby angażować Polaków i wspierać włączenie społeczne migrantów z różnych krajów?
13.30-14.30 – Przerwa na lunch – czas na wymianę myśli i doświadczeń przy smacznym posiłku
14.30-15.15 – “Stoliki Inspiracji” – rozmowy z lokalnymi realizatorami klubów konwersacyjnych
15.15-15.30 – Zamknięcie spotkania – Marta Białek-Graczyk (Towarzystwo “ę”)

PROWADZĄCE:

Marta Białek-Graczyk – prezeska Towarzystwa Inicjatyw Twórczych “ę”, socjolożka, Specjalistka od wspierania rozwoju  projektów społeczno-kulturalnych i innowacji społecznych – zwłaszcza w obszarze osób starszych i działań międzypokoleniowych. .Ekspertka i doradczyni w sprawach innowacji społecznych i kultury.

Karolina Czerwińska – członkini Zarządu Polskiego Forum Migracyjnego– absolwentka antropologii kultury na Uniwersytecie Warszawskim oraz studiów podyplomowych z zakresu zarządzania projektami w Szkole Głównej Handlowej. W Fundacji koordynuje projekty (miejskie, ogólnopolskie i międzynarodowe) oraz dba o skuteczną komunikację i rozpoznawalność PFM. 

Ewa Jagiełło – koordynatorka projektu klubów konwersacyjnych. Etnografka, antropolożka organizacji, badaczka jakościowa, doktor nauk humanistycznych. Absolwentka i wieloletnia pracowniczka naukowa Uniwersytetu Łódzkiego. 

Agata Pietrzyk-Sławińska – tutorka w programie klubów konwersacyjnych, kierowniczka Działu Edukacji w Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie, członkini i facylitatorka Fundacji Nowej Wspólnoty.  Trenerka i doświadczona koordynatorka wolontariatu w kulturze.

Wolontariusze i realizatorzy klubów konwersacyjnych w całej Polsce, którzy w trakcie wydarzenia podzielą się swoimi doświadczeniami. 

Więcej informacji o organizacjach zaangażowanych w projekt: https://www.polskapodajdalej.org/

Projekt finansowany przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.

Czas na chwilę odpoczynku

Cieszymy się, że mogliśmy Wam towarzyszyć przez cały rok 2023. Dziękujemy za wspólne projekty, warsztaty, rozmowy. Teraz czas na chwilę odpoczynku i refleksji.

W okresie świątecznym życzymy Wam czułości i bliskości, wyciszenia i wyrozumiałości, a w Nowym Roku życzymy Wam odwagi do zmian oraz nowej energii do realizacji kolejnych, wspaniałych pomysłów na działania więziotwórcze.  

Do usłyszenia, do zobaczenia w Nowym Roku.

Zespół „ę”

Czterdziestolatkowie myślą o starości

Z Martą Białek-Graczyk, socjolożką, specjalistką ds. innowacji społecznych, prezeską zarządu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, rozmawia Agnieszka Jucewicz w Gazecie Wyborczej.

Agnieszka Jucewicz: Od ponad piętnastu lat pracujesz z seniorami. Za kolejne piętnaście sama dołączysz do tej grupy. Jak sobie wyobrażasz swoją starość?

Marta Białek-Graczyk: Mam wiele obaw – czy będę sprawna, jak się zmieni moje ciało, czy będę mieć wystarczająco pieniędzy, jak będą wyglądać moje relacje. Ale jak trochę je odsunę i skupię się na tym, co chciałabym zachować, to tym czymś jest decyzyjność.

Wiele lat temu w Bostonie odwiedziłam Institute for Human Centered Design – instytut, który projektuje różne usługi i przedmioty z myślą o ludziach i ich potrzebach. Chodząc po tej przestrzeni, trafiłam na zawiniątka w fantastycznych wzorach – tu szalona różowa panterka, tam drobna kolorowa łączka. Okazało się, że to specjalne nakładki, które pozwalały osobom starszym na „spersonalizowanie” swoich lasek, w zależności od stylu, jaki lubią. I to jest przesłanie, które przyświeca mi dziś w myśleniu o starości: niezależnie od tego, w jakiej będziesz formie, jakie wyzwania i trudności cię czekają, ważne żebyś zachowała kawałek siebie. Swoją osobowość i sprawczość.

To jest zresztą kierunek, który przyjmuje się w różnych politykach społecznych, żeby jak najdłużej zachować możliwość samodzielnego funkcjonowania i podejmowania wyborów. Nawet jeśli ktoś jest w słabej formie i przebywa w ośrodku opieki, ale ma możliwość wybrania, jaką zupę zje na obiad, bo w menu są dwie, to już wpływa na jego dobrostan, poczucie podmiotowości, godności.

Możliwość wyboru zależy od wielu czynników, a jednym z nich jest sytuacja bytowa. Niestety, większość prognoz na naszą, czterdziestoparolatek, starość jest ponura. Weźmy choćby miejsce zamieszkania. Z tegorocznego raportu OtoDom, Polityki Insight i Uniwersytetu SWPS wynika, że 90 proc. seniorów mieszka w domach docelowych, tylko niecałe pięć procent seniorów je wynajmuje. Ale dziś wiele osób w średnim wieku nie stać na własne lokum, więc przybędzie seniorów bez własnego dachu nad głową. Co pewnie wpłynie na poczucie stabilizacji i samopoczucie w ogóle. 

– Kwestia mieszkaniowa jest jednym z najważniejszych tematów branych pod uwagę przy projektach wokół starości. Ale ona łączy się z inną – z samotnością. Bo już teraz spora część gospodarstw domowych osób starszych, to pojedyncze gospodarstwa. A jak mówią liczne badania, samotność i izolacja społeczna szkodzą naszemu zdrowiu i skracają życie. W odpowiedzi na to od lat rozwija się trend cohousingowy, czyli współdzielenie przestrzeni mieszkalnej przez osoby starsze. Modele są różne, to mogą być wspólne mieszkania, domy, osiedla. Generalnie chodzi o to, żeby dzielić się kosztami i wspierać. I chociaż głównie słyszymy o przykładach z Zachodu, ze Skandynawii czy z Kanady, w Polsce też mamy takie projekty. Na przykład w Rybniku powstało specjalne mieszkanie seniorskie, w którym zamieszkały cztery panie.

Kto je im zapewnił?

– Urząd miasta, więc jest to rodzaj usługi społecznej. Ale są inne możliwości, na przykład wspólny zakup mieszkania przez grupę osób starszych albo wspólny wynajem.

I myślisz, że to się u nas przyjmie? Wciąż mamy jeden z najniższych wskaźników zaufania społecznego w Europie. Polacy nie bardzo są chętni wspólnym inicjatywom.

– Rzeczywistość nas do tego zmusi. Już w tej chwili osoby starsze to jedna czwarta populacji w Polsce, a w 2050 będą stanowić 40 procent. I coraz więcej będzie osób najstarszych, bo coraz dłużej żyjemy, więc obecny system wsparcia społecznego przestanie być wydolny. Jednocześnie zmienia się model rodziny. Przybywa osób, które nie mają dzieci albo mają jedno. Te dzieci wyjeżdżają za granicę albo nie chcą pełnić funkcji opiekuńczych, więc jeśli już teraz nie zaczniemy myśleć, co nas czeka, nie podejmiemy starań, żeby szukać nowatorskich pomysłów, które niekoniecznie od razu muszą nam pasować, to za chwilę będziemy w beznadziejnej sytuacji.

„Musimy szukać nowych rozwiązań” – ale kim są ci „my”?

– Zaraz sobie porozmawiamy, co każdy z nas może zrobić wokół siebie. Ale najwięcej tych poszukiwań – nie tylko odnośnie mieszkania, też organizacji jedzenia, opieki, włączania w życie, na przykład kulturalne czy rynku pracy – odbywa się na poziomie lokalnych społeczności, organizacji obywatelskich i samorządów. Bo to jest poziom, który najbardziej kształtuje jakość naszego życia.

To weźmy kolejne zmartwienie przyszłych seniorów, czyli kwestię emerytur. Jest pewne, że te świadczenia będą dużo niższe niż dziś. Czy tu się pojawiają jakieś odpowiedzi?

– Ponieważ jest to wynik struktury demograficznej, odpowiedź jest jedna: będziemy musieli dłużej pracować. Teraz chodzi o to, jak tę pracę ułożyć sobie na nowo. Bo praca osób starszych nie będzie taką samą, jaką wykonujemy obecnie.

Ja sobie nie wyobrażam, żebym mogła pracować za 20 lat tak jak dziś. Często już teraz nie daję rady. I wydaje mi się, że to jest pokoleniowe doświadczenie, nie tylko moje. 

– Co zmusza nas do zastanowienia się: no dobrze, to co mogę zrobić już teraz? Czy mogę jakoś przedefiniować swój styl pracy tak, żeby rozłożyć siły, skoro będę pracować dużo dłużej niż kolejne 15 lat? Jak mam zarządzać energią? Zwłaszcza że być może tę pracę trzeba będzie łączyć z opieką nad jeszcze starszymi rodzicami. Rynek też będzie musiał to uwzględnić. Być może pojawią się rozwiązania podobne do tych dla młodych matek czy ojców.

Urlopy opiekuńcze dla pracujących seniorów opiekujących się starszymi seniorami?

– Na przykład. To już jest wielkie zjawisko w Polsce, bo typową opiekunką osoby starszej jest inna osoba starsza. Najczęściej kobieta, która sama doświadcza różnych trudności zdrowotnych, godząc to z opieką nad wnukami albo ze wspieraniem dorosłych dzieci, które coraz dłużej mieszkają z rodzicami. A nam dojdzie do tego jeszcze praca zawodowa.

Na razie w Polsce w grupie 60-89 lat tylko 16 proc. osób jest aktywnych zawodowo.

– Póki co wśród pracodawców widzę głównie obawy i wciąż pokutujące przekonanie, że rynek pracy należy do ludzi młodych. Ale jest nadzieja, bo przecież firmy uczą się różnorodności. Na przykład tego, że w zespole mogą być ludzie z różnych pokoleń – i zetki, i milenialsi, i X-Y, z różnych kultur, neuroatypowe, że te osoby mają różne potrzeby, możliwości i musimy się jakoś dogadać. Więc za chwilę pojawi się też przestrzeń na dostrzeżenie potencjału osób starszych.

Powszechną praktyką w świecie anglosaskim jest różnego rodzaju mentoring, czyli traktowanie osób starszych jako tych, które posiadają wiedzę, doświadczenie, zasoby wynikające na przykład z przeżycia dziesiątek trudnych sytuacji interpersonalnych w pracy. To może być bardzo przydatne dla młodych osób, które często doświadczają konfliktów, nieporozumień – a starsze osoby, ze względu na większą praktykę, potrafią rozwiązać je na miękko.

Taką inicjatywą, która dostrzegła potrzebę pracy w wieku emerytalnym, jest na przykład Biuro Karier dla osób starszych, które powstało przy Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Okazało się, że osoby związane z lokalnym Uniwersytetem Trzeciego Wieku bardzo chciały pracować na emeryturze. I nie tylko chciały kontynuować to, co robiły wcześniej, czyli „40 lat byłam księgową, więc chcę pracować jako księgowa”, ale szukały też czegoś zupełnie innego. Jeden pan całe życie pracował w fabryce, ale w wolnym czasie interesował się fotografią. Inwestował w to hobby, rozwijał je. I tym się zajął profesjonalnie na emeryturze, więc takie senioralne biuro karier może otworzyć całkiem nowe możliwości.

O konieczności uczenia się przez całe życie mówi się na Zachodzie: „lifelong learning”. Póki co w Polsce tylko 15 proc. osób w wieku 55-64 podejmuje jakąś formę nauki. Nasze pokolenie będzie musiało podjąć ten wysiłek, a z drugiej strony – skąd ci zapracowani, przeciążeni informacyjnie 40- czy 50-latkowie mają za 20 lat wziąć siłę, żeby uczyć się czegoś nowego albo przebranżowić?

– Albo się poddamy, albo się z tym jakoś zmierzymy. Warto pamiętać, że uczenie się to nie tylko wysiłek, ale i korzyści. Na przykład kontakty społeczne, które, jak pokazuje wiele badań, w tym fantastyczne wieloletnie badania z Harvardu, są kluczowe dla zdrowia. Decydując się na taki styl życia, działamy na rzecz własnej kondycji fizycznej i psychicznej, poczucia szczęścia, czucia się potrzebnym.

Jedna z uczestniczek naszego programu „Seniorzy w akcji”, który realizujemy od 16 lat z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności, powiedziała, prowadząc projekt dla lokalnej społeczności: „Całe życie pracowałam w kadrach w fabryce na Śląsku. I dziś, mając 70 lat, znów mogłam poczuć to, co czułam w harcerstwie – że jestem częścią wspólnoty, że mogę coś zrobić dla innych, że mam głos. A do tego mam frajdę”. Opierając się na jakiejś wymianie, na współdzieleniu – ale trochę też na zweryfikowaniu materialnych oczekiwań – możemy stworzyć alternatywne podejście do starości.

O dobroczynnym wpływie relacji piszemy od lat. Coraz częściej jednak spotykam ludzi, którzy mówią: wiemy to, ale nie mamy czasu pielęgnować relacji. Prawdopodobnie ci ludzie na starość nie tylko będą samotni, w ogóle wyjdą z wprawy przebywania z innymi. Czy myśli się o jakiś rozwiązaniach dla osób, które jak się to mówi – nie zainwestowały w relacje?

– Jest taki trend w europejskich politykach senioralnych, żeby wychodzić do ludzi, dostarczać im różne usługi do domu, co tworzy też okazję do budowania więzi. Myślę teraz o amerykańskiej organizacji „Meals on Wheels” i jej projekcie, w ramach którego wolontariusze gotują posiłki i dostarczają je osobom potrzebującym, w tym starszym. Taki posiłek jest nie tylko posiłkiem. Jest również pretekstem.

Do spotkania?

– Do jakiejś wymiany. Do poczucia bycia zaopiekowanym też. W tym modelu robimy coś dla innych, ale też trochę dla siebie, bo może za jakiś czas my albo nasi bliscy będziemy chcieli skorzystać z podobnej usługi. Z kolei ta druga osoba czuje, że nie jest zupełnie sama. Jednocześnie nie jest to bardzo kosztowne. I takie pomysły są też realizowane w Polsce, na przykład w naszym inkubatorze innowacji społecznych „Generator Innowacji. Sieci Wsparcia”, który współtworzymy z PCG Polska.

Czym jest taki inkubator?

– Od 2016 roku, w całej Polsce, Ministerstwo Rozwoju ze środków europejskich wspiera miejsca, które odpowiadają na różne społeczne wyzwania związane z włączaniem grup wykluczonych tak, żeby żyło im się lepiej. My jesteśmy jednym z takich miejsc, specjalizującym się w szukaniu rozwiązań na rzecz osób starszych. Każdy, kto ma pomysł, może do nas przyjść i go przetestować z naszym wsparciem.

I ile takich pomysłów już przetestowałyście?

– Ponad 80. Ale my nie tylko sprawdzamy, czy działają. Tworzymy też całe instrukcje, „krok po kroku”, jak taki pomysł wdrożyć u siebie. Jedne są dla instytucji kultury, inne dla samorządów, jeszcze inne dla osób prywatnych. Modele rozwiązań można pobrać ze strony Sieciwsparcia.pl.

Wracając do tych obiadów, w myśleniu o starości istnieje kierunek, który polega na łączeniu już istniejących zasobów i potrzeb w nowy sposób. Na przykład grup osób starszych z grupą dzieci albo z uchodźcami. Taką innowacją, która powstała w naszym inkubatorze, są „obiady terapeutyczne”. Jej autorka, Alicja Barcikowska z Krasnegostawu, współpracowała wcześniej z warsztatami terapii zajęciowej. WTZ to miejsca, gdzie osoby z niepełnosprawnościami, głównie intelektualnymi, zdobywają różne umiejętności. Na tych warsztatach uczestnicy uczyli się akurat gotowania, a potem zjadali posiłki sami albo z rodziną. Pani Alicja pomyślała tak: skoro oni mają swoją kuchnię, a na tym osiedlu mieszka mnóstwo starszych osób, które nie kwalifikują się do pomocy społecznej, bo ich sytuacja materialna nie jest aż taka zła. Jednak jedzą byle co, bo nie mają siły gotować albo nie stać ich na coś lepszego, to dlaczego by ich nie połączyć?

Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej mieli poczucie sensu i odpowiedzialności, bo „muszę zanieść obiad pani Krysi, ona na mnie czeka”. A osoby starsze nie czekały na jakiś anonimowy obiad z firmy cateringowej, tylko na obiad „od Janka”. Korzyścią było nie tylko smaczne jedzenie, ale i znalezienie swojego miejsca w społeczeństwie. Ten projekt został później dostrzeżony przez ministerstwo i przeznaczony do tzw. skalowania.

Co to znaczy?

– Wdrożono go na szerszą skalę. Aktualnie obiady gotowane w ramach warsztatów terapii zajęciowej są dostarczane osobom starszym w 44 województwach.

To jest opowieść o tym, że takie małe pomysły, przetestowane na lokalnym gruncie, łączące istniejące zasoby i potrzeby, i realizowane przez organizacje społeczne mogą się fenomenalnie sprawdzić również na większą skalę.

Wspomniałaś, że zmienia się model rodziny. Coraz więcej osób nie decyduje się na dzieci. Oczywiście, dzieci nie gwarantują opieki na starość, jednak zwiększają to prawdopodobieństwo. Co z tymi, którzy takiej opieki mieć na pewno nie będą?

– Jest już mnóstwo pomysłów na przykład na to, jak pomóc osobom starszym lepiej funkcjonować samodzielnie w mieszkaniu. Starzy ludzie często ulegają wypadkom we własnym domu – ktoś się potknie o dywan, uderzy głową o źle ustawioną szafkę, gdzieś zabraknie poręczy. Nie mówiąc już o „więźniach czwartego piętra”, czyli ludziach, którzy mieszkają w budynku bez windy i utykają na wysokim piętrze, bo nie są w stanie się poruszać.

W Niemczech od lat dofinansowuje się dostosowywania mieszkań. Do osoby starszej przychodzi interdyscyplinarny zespół i ustala, jak można lokal przearanżować, co w nim zmienić. My, lata temu, zrealizowaliśmy podobny projekt, który połączył studentów projektowania z podopiecznymi Stowarzyszenia mali bracia Ubogich. Studenci prostymi sposobami i niewielkim nakładem finansowym znacząco poprawili funkcjonowanie tych osób. W jednym miejscu podkleili dywany, w innym zawiesili sznurek do otwierania szafki, a w jeszcze innym zamontowali mechanizm do podtrzymywania.  

Przez kilka lat jeździłam na targi designu w Mediolanie i zauważyłam, że z roku na rok młodzi projektują coraz więcej przedmiotów i mebli z myślą o starszych – na przykład fotel, który starzeje się z właścicielem przystosowując do zmieniającego się ciała albo łóżko, z którego łatwiej stać, gdy nie jest się tak sprawnym.

– Często wydaje się nam, że takie rzeczy muszą być bardzo kosztowne albo oparte o najnowszą technologię. A rozwiązania bywają naprawdę proste. I tu jest przestrzeń dla organizacji i instytucji, choćby takich jak nasza, które wiedzą, jakie światy ze sobą połączyć, potrafią powiedzieć: hej, spotkajcie się razem. Wy, zamiast projektować abstrakcyjne rzeczy, zaprojektujcie pani Irenie przedpokój, w którym się nie połamie. A wy, którzy macie podopiecznych z problemem poruszania się po domu, spytajcie tych, którzy się na tym znają, co tu można usprawnić.

Kolejnym obszarem, w którym można wiele zrobić, jest kultura. Bo uczestniczenie w niej ma ogromny wpływ na samopoczucie, mamy na to badania.

I co tu się może wydarzyć?

– Na przykład kultura może przyjść do ciebie, jeśli jesteś w złej formie, albo nie możesz się poruszać. W filii Domu Kultury w warszawskim Wawrze jedna z naszych innowatorek zauważyła zjawisko „znikających uczestniczek”. Grupa seniorek przychodziła na zajęcia manualne, jednak jedna się wykruszyła, potem druga, kolejna. I co się okazało? Że jedna nie ma już siły przychodzić, druga jest w złej formie psychicznej, a trzecia ma problem z dojazdem. Nasze innowatorki pozyskały pieniądze z urzędu miasta, przeszkoliły bezrobotne dziewczyny z gminy i zatrudniły je do prowadzenia tych zajęć w domach osób starszych. Dom kultury nie tylko umożliwił tym osobom uczestniczenie w kulturze, ale też dał im troskę, poprawił ich sprawność manualną, poznawczą. I to jest wskazówka dla różnych instytucji, jak można szukać sposobów na włączenie osób wykluczonych.

Ale, żeby to zrobić, trzeba najpierw pokonać bariery w myśleniu o sobie jako o instytucji, do której nie tylko się przychodzi, ale która może też wyjść do innych.

Już nie mówiąc o rozwiązaniach dla szczególnie wrażliwych grup.

Kogo masz na myśli?

– Na przykład osoby z demencją. To rozwiązanie testowaliśmy w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wydawałoby się, że ta grupa już w niczym nie może uczestniczyć, że w ogóle jest wyłączona z życia społecznego. Tymczasem nasza innowatorka Marzena Wójcicka udowodniła, że to nieprawda, że osoby z demencją mogą być równoprawnymi uczestnikami kulturalnej oferty. Swoją drogą podobne doświadczenia ma nowojorskie Museum of Modern Art, czyli słynna MOMA. Dziś odzywają się do nas instytucje z całej Polski, które chcą podobne zajęcia prowadzić u siebie.

Jak one wyglądały?

– Najpierw z kolekcji muzeum wybrano prace o uniwersalnej tematyce, które mogły stać się pretekstem do rozmów. Potem przeszkolono edukatorki – bo żeby prowadzić zajęcia z taką grupą, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje. A potem zaproszono osoby z demencją wraz z opiekunami. Kontakt ze sztuką okazał się dla nich tak stymulujący, że efekty były niesamowite. Niektórzy opiekunowie mówili: „Myślałam, że mój tato nigdy się już nie odezwie, a tu się odezwał”. Albo: „Myślałam, że mama nie da rady uczestniczyć w czymś takim. A nie dość, że uczestniczyła, to jeszcze jak wyszłyśmy, rozpoznała fragment Warszawy, którego nie rozpoznawała od lat”. To doświadczenie przywróciło też uczestnikom i uczestniczkom godność, że są w tak ważnym miejscu jak Muzeum Narodowe, że uczestniczą w jakimś święcie. Relacja między opiekunami, często straszliwie umęczonymi, a ich podopiecznymi, też nabrała innego wymiaru.

Mówisz o zmianach oddolnych – ktoś dostrzega jakąś potrzebę i ma nią pomysł. Ale co z takim problemem jak zdrowie? Tego już się nie da załatwić oddolnie. System ochrony zdrowia już jest niewydolny. Co będzie za te 20, 30 lat?

– Ochrona zdrowia to odpowiedzialność państwa. Ja się odwołuję do rozwiązań miękkich i nie bagatelizowałabym ich, bo stanowią alternatywę i mają ogromną moc. Spójrzmy na te obiady terapeutyczne. Skoro mogą one się wydarzyć już nie w jednym miejscu, a w 44, to może będą mogły się wydarzyć w 444, a potem w 4444? Rolą rządu jest to, żeby tego typu rozwiązania wyciągać z tej oddolnej przestrzeni i wdrażać na szerszą skalę. Może zechce się im przyjrzeć nowa ministra ds. polityki senioralnej?

Więc jeśli pytasz o oddolne rozwiązania w zakresie zdrowia, to są dwa ciekawe kierunki. Pierwszy to profilaktyka, czyli dbanie o swoją sprawność, aktywność fizyczną. A drugi – docieranie z informacją. Jednym z projektów testowanych w naszym inkubatorze był pomysł Wrocławskiego Centrum Alzheimerowskiego, które miało taką usługę jak badania przesiewowe w kierunku alzheimera, ale za mało osób z niej korzystało. I wymyślili genialną rzecz – przeszkolenie młodzieży tak, żeby skutecznie zachęciła dziadków i starszych bliskich do badania się. Bo przecież wnuczkowi czy wnuczce się nie odmawia.

Sprytnie.

– Właśnie – często mówimy, że rozwijane w ramach inkubatora pomysły – to sprytne rozwiązania dla dużych wyzwań.

Albo weźmy twój ulubiony „social prescribing”, czyli przepisywanie kontaktów społecznych na receptę, pomysł popularny w Wielkiej Brytanii. To też jest oddolna odpowiedź na pytanie, jak zagospodarować rzeszę ludzi, która korzysta ze służby zdrowia w celach społecznych. Bo jest im źle, bo są same, bo źle się czują, ponieważ są same, i przychodzą do przychodni pogadać. Takie rozwiązanie, w ramach naszego inkubatora, testowało PCG w Aleksandrowie Łódzkim. Nazywało się „Recepta na życie”. Przychodnia nawiązała współpracę z ośrodkiem kultury, który zebrał informacje o wszystkich możliwych aktywnościach dla osób starszych w okolicy, a potem lekarze, wystawiając receptę, wystawiali też receptę na te aktywności. Na przykład na zajęcia na basenie tylko dla seniorów – a następnie sprawdzali, czy ta starsza osoba z nich skorzystała.

Bez dostępu do tych informacji te starsze osoby mogły myśleć, że nic dla nich w tym Aleksandrowie nie ma albo, że ich nie stać, tymczasem oferta okazała się całkiem spora. I takie miękkie pomysły też mogą być odpowiedzią na wielkie wyzwania. Szukajmy pieniędzy, żeby porządnie zreformować służbę zdrowia, a równolegle szukajmy pomniejszych, nowatorskich rozwiązań.

Wspomniałaś o profilaktyce. Rozumiem, że tu chodzi o to, żeby się jakoś na tę starość przyszykować?

– My się już musimy szykować, Agnieszko.

A ty jak się na nią szykujesz?

– Staram się mądrze zarządzać energią. Inwestuję w relacje. Na pewno pomaga mi moja praca. Bo w kontekście tych różnych niewesołych prognoz ja jednak żyję w świecie ludzi, którzy próbują coś zmienić. Wykorzystują możliwości, które mają, żeby w ich lokalnych społecznościach żyło się trochę lepiej. Obcowanie z nimi sprawia, że ta perspektywa jest trochę bardziej optymistyczna.

W ogóle polecam kontakt z osobami starszymi, bo są wzorami do myślenia o tym, jak może wyglądać nasza starość. Ostatnio spotkałam się z grupą seniorek, które działają przy jednej z warszawskich instytucji kultury. Spotykają się, odwiedzając galerie sztuki w darmowe dni. Zaczęłyśmy od rozmowy o wystawie, którą ostatnio widziały, na której pojawił się wątek cielesności. I nagle znalazłam się w gronie znacznie starszych kobiet, siedemdziesięcioparoletnich, z którymi bardzo otwarcie rozmawiałam o seksualności. Tak otwarcie dawno nie rozmawiałam z koleżankami w moim wieku – o relacji z naszym ciałem, o masturbacji.

I co sobie pomyślałaś?

– Jak to tak ma wyglądać, to dam radę.

W tym, co mówisz, są dwie rzeczy. Jedna – że warto konfrontować to, co się ma w głowie na temat starości, z rzeczywistością. A druga, że chyba jednak wciąż wokół starzenia jest dużo stereotypów.

– Bardzo dużo. I obszary totalnego tabu. Na przykład właśnie seksualności osób starszych, włącznie z tymi mieszkającymi w instytucjach opiekuńczych.

Poza wszystkim po prostu fajnie jest mieć starsze koleżanki czy kolegów, bo czymś, co rozbraja, to nasze myślenie o starości, są relacje międzypokoleniowe. Ci starsi koledzy i koleżanki mogą nas oswoić z tym okresem życia, pokazać, jaką drogę sami przeszli…

…i że życie wcale się nie kończy.

– Przeciwnie, niektórym w jakimś sensie dopiero się zaczyna. Bo mogą zrealizować marzenia albo wreszcie żyć tak jak chcieli, tylko różne zobowiązania im na to nie pozwalały.

Przekaz medialny na temat starzenia się zmienia. Coraz więcej widać seniorów, którzy są aktywni, przekraczający bariery wiekowe, jak DJ Wika, modelka Helena Norowicz czy Jan Morawiec, maratończyk po 80. Mówi się o zjawisku „silver tsunami”. Wydaje mi się jednak, że niektórych taki model może onieśmielać. Mogą pomyśleć: czy dam radę być tak aktywna? Czy w ogóle muszę?

– Mnie „silver tsunami” źle się kojarzy, z tragedią, już wolę „silver power”. Nie lubię też słowa „seniorzy”, wolę starsi dorośli. Ale ja się cieszę, że tych wzorców starości jest coraz więcej, bo chyba lubimy wybierać, prawda? Oczywiście, nie wszystko w naszym starzeniu wybierzemy, jednak coś możemy, więc im więcej będzie tych modeli, tym lepiej.

Zawsze podkreślam, żeby pamiętać, że grupa osób starszych to jedna z najbardziej zróżnicowanych grup, bo przecież 60-latka od 85-latka dzieli całe pokolenie. Nie mówiąc o różnicach pod względem płci, miejsca zamieszkania, wykształcenia, kapitału kulturowego, stanu zdrowia, sytuacji ekonomicznej, osobistej. To, co nam, społeczeństwu, słabo wychodzi, to dostrzeganie tych ogromnych różnic. A im bardziej myślimy o osobach starszych jako o masie, starości jako o pewnym monolicie, tym więcej lęku w nas budzi.

Wrócę jeszcze do tego przymusu bycia aktywnym. Kiedyś sama używałam sformułowania „aktywizacja seniorów i seniorek”, dziś go nie cierpię.  

Dlaczego?

– Bo to właśnie takie narzucające się, opresyjne. Pokazujące, że to jedyny właściwy model. A ja już wiem, obserwując osoby starsze, że bywa różnie. Dla niektórych wielką aktywnością jest położenie w oknie poduszki i oglądanie tego, co się dzieje na podwórku. Dla innych – siedzenie na ławce i rozmowa z sąsiadami. Dla jeszcze innych – wycieczka rowerowa. Nie warto pochopnie oceniać tych wyborów, mówić – to jest aktywny senior, a tamten jest nieaktywny, raczej szukać w tej całej różnorodności modelu na swoją starość.

Często myślimy o osobach starszych jak o odrębnej grupie. Podobnie zresztą myśli się o nastolatkach, a przecież wszyscy jesteśmy połączeni i od siebie zależni. I ta rosnąca grupa osób starszych będzie generować zapotrzebowanie na przykład na nowe zawody związane z obsługą starości. Może dobrze byłoby dostrzec w tym możliwości?

– Ja ich widzę mnóstwo. Nie tylko na tworzenie nowych zawodów, ale i na budowanie nowych kompetencji w ramach już istniejących. Potrzeba tylko jednego – otwarcia się na osoby starsze, zaciekawienia się nimi.

“Silversi: doświadczenie pracy nad szczęściem” – raport przygotowany przez Otodom, Politykę Insight i SWPS w ramach projektu “Szczęśliwy dom” to czwarta publikacja zrealizowana na podstawie tegorocznego badania dobrostanu mieszkańców Polski, prowadzonego przez Otodom już od trzech lat. Można się z nim zapoznać na www.otodom.pl/wiadomosci/pobierz/raporty/szczesliwy-dom-silversi-doswiadczenie-pracy-nad-szczesciem.

Wywiad został opublikowany w Gazecie Wyborczej: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,30491658,w-wynajetym-mieszkaniu-bez-dzieci-ktore-pomoga-z-wiekowymi.html#commentsAnchor

Rozgość się w sieci, jesteś u siebie – kurs Seniorzy w Sieci edycja 2024

Trwa nabór do kolejnej edycji kursu online „Seniorzy w sieci”, którego celem jest edukowanie i rozwijanie kompetencji medialnych u osób 60+. Uczestnicy kursu poznają m.in. metody prawidłowego czytania informacji oraz dbania o bezpieczeństwo i prywatność w sieci, a także metody rozpoznawania mechanizmów wykorzystywanych w Internecie do reklamy, profilowania, zarabiania pieniędzy i wpływania na opinie. Udział w kursie jest bezpłatny!

Udział w kursie ma pokazać seniorom – osobom 60+, jak na co dzień korzystać z Internetu w sposób bezpieczny, krytyczny i kreatywny. Skierowany jest do osób, które używają na codzień Internetu, maila, mediów społecznościowych i czują, że mogą w sieci znaleźć wiele ciekawych i przydatnych dla siebie informacji, komunikują się przez Internet z rodziną, przyjaciółmi, wnukami, rówieśnikami, ale nie zawsze są pewni, czy to, co robią w sieci, nie naraża ich na oszustwa.

Opinie uczestników poprzednich edycji:

“Na pewno poszerzyłam swoje informacje. Tak naprawdę dopiero teraz na emeryturze mogę zgłębiać tajniki i możliwości płynące z dostępu do internetu. Jeszcze wiele muszę opanować. Podobał mi się sposób przekazywania wiedzy przez prowadzących. Bardzo ciekawe i merytoryczne spotkania”

“Nie mogę pominąć znaczenia utworzenia przez Organizatorów grupy na FB, gdzie mogliśmy się kontaktować ze sobą wzajemnie poza spotkaniami. A już pomysł udostępniania nam nagrań ze spotkań był REWELACYJNY, choćby z powodów przerw na łączach internetowych lub jakichś innych niezaplanowanych zdarzeń. Naprawdę szkolenie było SUPER i już rozpowiadam wśród znajomych, którzy nie wiedzieli dotąd o takim projekcie Towarzystwa Inicjatyw Twórczych “ę”, że przy kolejnej edycji warto skorzystać”

„Uczestniczyłam w wielu kursach komputerowych, chcąc szlifować swoje umiejętności techniczne i być na bieżąco. Okazało się, że kurs „Seniorzy w sieci” jest odmienny, wprowadził mnie w zupełnie inny dla mnie wymiar Internetu. Nie stałam się fanką portali społecznościowych, ale zrozumiałam ich rolę i znaczenie w tworzeniu nowych zwyczajów społecznych i kulturowych. To doświadczenie bardzo poszerzyło moje horyzonty, pokazało związki między pozornie odległymi sprawami społeczno-politycznymi”.

Kurs rozpocznie się 12 stycznia 2024 roku i składa się z dwóch modułów podstawowych: Moduł 1 “Czytanie informacji”, który poprowadzi Kinga Klich, ekspertka Stowarzyszenia Demagog oraz Moduł 2 “Bezpieczeństwo w sieci”, który poprowadzi Katarzyna Górkiewicz. Dla osób chętnych dostępny będzie jeszcze trzeci moduł uzupełniający wiedzę i umiejętności. Szczegóły dotyczące trzeciego modułu uczestnicy poznają podczas trwania kursu.

Każdy moduł trwa trzy tygodnie. Uczestnicy przeznaczają na kurs maksymalnie 3 godziny tygodniowo, w tym na udział w dwóch spotkaniach online, wykonanie zadania domowego oraz aktywność w społeczności uczącej się (grupa „Seniorzy w Sieci 2024” w serwisie Facebook). Każdy ekspert w ramach swojego modułu omawia trzy różne tematy (1 tydzień to 1 temat). Służyły do tego spotkania online na platformie Zoom trwające 75 minut, odbywające się w każdy poniedziałek, a powtarzane we wtorki. Następnie uczestnicy otrzymują zadanie domowe. W każdy czwartek lub piątek odbywają się 45-minutowe sesje pytań i odpowiedzi, podczas których uczestnicy dzielą się z ekspertami swoimi wątpliwościami czy trudnościami przy realizacji zadań.

Wszystkie spotkania są nagrywane, a nagrania udostępniane uczestnikom. Dzięki temu także te osoby, które nie mogą wziąć udziału w spotkaniu, mają dostęp do porcji wiedzy i informacji przekazanych przez eksperta. Jednocześnie spotkania są transmitowane w grupie FB „Seniorzy w Sieci 2024″. Każdy uczestnik kursu również otrzyma certyfikat potwierdzający nabyte umiejętności. 

Zapisy na kolejną edycję kursu trwają do 10 stycznia 2024 roku.

Formularz rejestracyjny dostępny pod linkiem: https://bit.ly/SeniorzyWsieci2024

Uniwersytety zakwalifikowane do XI edycji projektu

Zakończyliśmy nabór do projektu „UTW dla społeczności”. W tym roku otrzymaliśmy aż 46 zgłoszenia! Pięknie dziękujemy wszystkim UTW za czas poświęcony na wypełnienie formularza rekrutacyjnego. Na stronie projektowej opublikowaliśmy listę uniwersytetów wybranych do udziału w 11. edycji oraz listę rezerwową. Szczegóły znajdziecie na www.utwdlaspoleczności.pl

Zapraszamy na „KIOSKI TROSKI – kurs o zdrowiu psychicznym dla kadr kultury”

W Światowym Dniu Zdrowia Psychicznego ogłaszamy rekrutację na kurs  o zdrowiu psychicznym dla animatorów/rek kultury i edukatorów/rek oraz osób, które pracują i zarządzają  warszawskimi instytucjami kultury i organizacjami społecznymi działających w obszarze kultury. “Kioski Troski” mają zwiększyć wiedzę i kompetencje kadr kultury w obszarze zdrowia psychicznego. Dzięki tej wiedzy w przyszłości łatwiej będzie projektować działania wspierające dobrostan psychiczny zarówno osób pracujących w kulturze, jak i jej odbiorców i odbiorczyń.

Towarzystwo Inicjatyw Twórczych “ę”, które ma 20  lat doświadczenia we współpracy
z kadrami kultury z całej Polski (w tym Warszawy) zdecydowało się odpowiedzieć na liczne sygnały płynące ze środowiska zarówno prestiżowych instytucji, jak i mniejszych domów kultury i organizacji, o potrzebie wiedzy i podnoszenia kompetencji w zakresie dbania
o zdrowie psychiczne. “Kioski Troski” są jednym z pierwszych pomysłów dla warszawskich instytucji kultury na to, jak mierzyć się z takim wyzwaniem jak kryzys psychiczny oraz jak projektować inicjatywy i programy, mając na uwadze fakt, że co czwarta osoba w Polsce doświadcza kryzysu psychicznego [z badań EZOP II Instytutu Psychiatrii
i Neurologii 2020 r.]. 

Kultura jest tą dziedziną życia, która niejednokrotnie pokazała, że swoją wrażliwością
i otwartością, jako pierwsza dostrzega największe wyzwania społeczne i poszukuje na nie odpowiedzi. Wierzymy, że tak będzie również w kwestii zdrowia psychicznego, ale osoby pracujące w kulturze w pierwszej kolejności potrzebują wiedzy i szkoleń w tym zakresie
mówi Marta Białek-Graczyk, prezeska Towarzystwa Inicjatyw Twórczych “ę”.

Dowiedz się więcej i zapisz się na kurs: https://e.org.pl/kursy/kioski-troski-kurs-o-zdrowiu-psychicznym-dla-warszawskich-kadr-kultury/

Trwa nabór do projektu “UTW dla społeczności”

Już po raz jedenasty Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” oraz Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności zapraszają do współpracy uniwersytety trzeciego wieku z całej Polski zainteresowane prowadzeniem działań na rzecz lokalnych społeczności. To nie tylko możliwość rozwoju umiejętności i nawiązania wzmacniających relacji między słuchaczkami i słuchaczami UTW, ale też szansa na pozyskanie mikrograntów. Nabór zgłoszeń do projektu trwa do 14 listopada br.

Projekt „UTW dla społeczności” powstał w odpowiedzi na społeczną potrzebę wzmacniania sprawczości osób starszych oraz ich aktywnej obecności w życiu lokalnych społeczności. Inicjatywa jest częścią programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności, która wspiera środowisko UTW już ponad 19 lat.

W ramach 10 już edycji projektu przeszkoliliśmy ok. 300 osób z 100 uniwersytetów z całej Polski. Zorganizowaliśmy 40 zjazdów warsztatowych i przeprowadziliśmy tysiące godzin zajęć edukacyjnych. Od samego początku widzieliśmy w słuchaczkach i słuchaczach UTW liderki i liderów działań społecznych. Nasza wieloletnia współpraca z osobami 60+ pokazuje, że wiedzę i doświadczenia czerpane z życia zawodowego, zainteresowań czy zajęć w UTW można przekuwać w działania, które pozytywnie zmieniają najbliższe otoczenie i umożliwiają ”zaistnienie” seniorów w życiu lokalnej społeczności mówi Katarzyna Świątkiewicz z Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.   

W procesie rekrutacji do 11. edycji projektu „UTW dla społeczności” organizatorzy wyłonią 10 uniwersytetów z całej Polski, chętnych do powołania w swoich strukturach grup wolontariatu lub wzmocnienia już istniejących.  Poszczególne UTW będą w projekcie reprezentowane przez 3-osobowe zespoły złożone m.in. z wybranych słuchaczek i słuchaczy uniwersytetu. Oferta projektu edukacyjnego „UTW dla społeczności” to m.in.: zajęcia edukacyjne prowadzone przez doświadczonych trenerów, indywidualne konsultacje dla UTW biorących udział w projekcie, spotkania integracyjne i wymianę doświadczeń z aktywnymi słuchaczami UTW, mikrogrant dla UTW w wysokości 4500 zł na przeprowadzenie miniprojektu społecznego.

Uczestnictwo w projekcie „UTW dla społeczności” to nie tylko okazja poszerzenia wiedzy na temat wolontariatu oraz poznania nowych narzędzi pracy ze społecznością lokalną, ale również możliwość nawiązania wzmacniających relacji. Grupy wolontariackie nawiązują partnerstwa w swoich środowiskach lokalnych oraz integrują się z przedstawicielami innych uniwersytetów, by wymieniać się doświadczeniami, konsultować swoje pomysły i wspierać się w realizacji, a nawet snuć wspólne plany na przyszłe inicjatywy – mówi Agnieszka Kocon, koordynatorka projektu „UTW dla społeczności”  z Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”.

Uczestnicy projektu mogą realizować swoje autorskie pomysły na działania wolontariackie lub skorzystać z wypróbowanych pomysłów, przetestowanych przez realizatora projektu − Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę”. W ostatniej edycji projektu „UTW dla społeczności” wolontariusze i wolontariuszki UTW m.in. działali na rzecz zwierząt w schronisku w Redzikowie, organizowali wspólne przygotowywanie posiłków z podopiecznymi domu dziecka w Wolsztynie, przeciwdziałali izolacji młodzieży z niepełnosprawnością intelektualną w Suwałkach, inwentaryzowali drzewa w Aleksandrowie Łódzkim czy współtworzyli z dziećmi i seniorami projekt placu rekreacyjnego w Ustce. Wszystkie te inicjatywy – planowane przy wsparciu doświadczonych trenerów, koordynatorów i animatorów – pokazują, że uniwersytety mają widoczny wpływ na życie lokalnych społeczności.

Realizacja tegorocznej edycji projektu jest zaplanowana w okresie od grudnia 2023 roku do sierpnia 2024 roku. Termin nadsyłania zgłoszeń mija 14 listopada 2023 roku.

Zanim uniwersytety wyślą formularz, powinny zapoznać się z regulaminem uczestnictwa w projekcie: TUTAJ

Harmonogram XI edycji dostępny jest TUTAJ

Projekt „UTW dla społeczności” realizowany jest przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” jako część programu Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności „Uniwersytety Trzeciego Wieku – Seniorzy w akcji” Polsko-Amerykańskiej Fundacji Wolności.

Międzynarodowy Dzień Osób Starszych

Czy coraz większa liczba osób starszych w naszym społeczeństwie oznacza groźnie brzmiące srebrne tsunami? A może warto wykorzystać potencjał osób 60+ ? Towarzystwo Inicjatyw Twórczych “ę” odpowiada na aktualne wyzwania społeczne i od lat wspiera starszych dorosłych w zmienianiu świata na lepsze.

Z okazji Międzynarodowego Dnia Osób Starszych, który świętujemy 1 października dziękujemy seniorkom i seniorom za wspólne działania i zapraszamy do udziału w naszych programach wszystkie osoby, które chcą realizować swoje pomysły, by osobom w różnym wieku żyło się lepiej.

Więcej o naszej misji przeczytasz TUTAJ

Skorzystaj z naszych pomysłów

BĄDŹ NA BIEŻĄCO

Poszukujesz inspiracji? Chcesz jako pierwsza/y dowiadywać się o aktualnych rekrutacjach? Zapisz się do naszego newslettera!

Wpisz swój adres e-mail oraz zapisz się:

Wyrażam zgodę na otrzymywanie informacji w ramach newslettera od Towarzystwa Inicjatyw Twórczych "ę". Wykorzystujemy Państwa dane osobowe w postaci adresu e-mail do informowania o bieżących działaniach i wydarzeniach. Administratorem Państwa danych jest Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” z siedzibą w Warszawie, ul. Hoża 35, 00-681 Warszawa. Dane udostępniamy tylko firmie IT, która obsługuje nasz system informatyczny (FreshMail) i prowadzi usługę Freshmail. Państwa dane nie zostaną przekazane innym podmiotom.

Towarzystwo Inicjatyw Twórczych “ę”
ul. Hoża 35
00-681 Warszawa
biuro@e.org.pl

NIP: 529-16-47-110
REGON: 017475000
KRS: 0000084092

projekt Marianna Wybieralska | kodowanie Michał Sepioło

Translate
Skip to content