Z Martą Białek-Graczyk, socjolożką, specjalistką ds. innowacji społecznych, prezeską zarządu Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę”, rozmawia Agnieszka Jucewicz w Gazecie Wyborczej.
Agnieszka Jucewicz: Od ponad piętnastu lat pracujesz z seniorami. Za kolejne piętnaście sama dołączysz do tej grupy. Jak sobie wyobrażasz swoją starość?
Marta Białek-Graczyk: Mam wiele obaw – czy będę sprawna, jak się zmieni moje ciało, czy będę mieć wystarczająco pieniędzy, jak będą wyglądać moje relacje. Ale jak trochę je odsunę i skupię się na tym, co chciałabym zachować, to tym czymś jest decyzyjność.
Wiele lat temu w Bostonie odwiedziłam Institute for Human Centered Design – instytut, który projektuje różne usługi i przedmioty z myślą o ludziach i ich potrzebach. Chodząc po tej przestrzeni, trafiłam na zawiniątka w fantastycznych wzorach – tu szalona różowa panterka, tam drobna kolorowa łączka. Okazało się, że to specjalne nakładki, które pozwalały osobom starszym na „spersonalizowanie” swoich lasek, w zależności od stylu, jaki lubią. I to jest przesłanie, które przyświeca mi dziś w myśleniu o starości: niezależnie od tego, w jakiej będziesz formie, jakie wyzwania i trudności cię czekają, ważne żebyś zachowała kawałek siebie. Swoją osobowość i sprawczość.
To jest zresztą kierunek, który przyjmuje się w różnych politykach społecznych, żeby jak najdłużej zachować możliwość samodzielnego funkcjonowania i podejmowania wyborów. Nawet jeśli ktoś jest w słabej formie i przebywa w ośrodku opieki, ale ma możliwość wybrania, jaką zupę zje na obiad, bo w menu są dwie, to już wpływa na jego dobrostan, poczucie podmiotowości, godności.
Możliwość wyboru zależy od wielu czynników, a jednym z nich jest sytuacja bytowa. Niestety, większość prognoz na naszą, czterdziestoparolatek, starość jest ponura. Weźmy choćby miejsce zamieszkania. Z tegorocznego raportu OtoDom, Polityki Insight i Uniwersytetu SWPS wynika, że 90 proc. seniorów mieszka w domach docelowych, tylko niecałe pięć procent seniorów je wynajmuje. Ale dziś wiele osób w średnim wieku nie stać na własne lokum, więc przybędzie seniorów bez własnego dachu nad głową. Co pewnie wpłynie na poczucie stabilizacji i samopoczucie w ogóle.
– Kwestia mieszkaniowa jest jednym z najważniejszych tematów branych pod uwagę przy projektach wokół starości. Ale ona łączy się z inną – z samotnością. Bo już teraz spora część gospodarstw domowych osób starszych, to pojedyncze gospodarstwa. A jak mówią liczne badania, samotność i izolacja społeczna szkodzą naszemu zdrowiu i skracają życie. W odpowiedzi na to od lat rozwija się trend cohousingowy, czyli współdzielenie przestrzeni mieszkalnej przez osoby starsze. Modele są różne, to mogą być wspólne mieszkania, domy, osiedla. Generalnie chodzi o to, żeby dzielić się kosztami i wspierać. I chociaż głównie słyszymy o przykładach z Zachodu, ze Skandynawii czy z Kanady, w Polsce też mamy takie projekty. Na przykład w Rybniku powstało specjalne mieszkanie seniorskie, w którym zamieszkały cztery panie.
Kto je im zapewnił?
– Urząd miasta, więc jest to rodzaj usługi społecznej. Ale są inne możliwości, na przykład wspólny zakup mieszkania przez grupę osób starszych albo wspólny wynajem.
I myślisz, że to się u nas przyjmie? Wciąż mamy jeden z najniższych wskaźników zaufania społecznego w Europie. Polacy nie bardzo są chętni wspólnym inicjatywom.
– Rzeczywistość nas do tego zmusi. Już w tej chwili osoby starsze to jedna czwarta populacji w Polsce, a w 2050 będą stanowić 40 procent. I coraz więcej będzie osób najstarszych, bo coraz dłużej żyjemy, więc obecny system wsparcia społecznego przestanie być wydolny. Jednocześnie zmienia się model rodziny. Przybywa osób, które nie mają dzieci albo mają jedno. Te dzieci wyjeżdżają za granicę albo nie chcą pełnić funkcji opiekuńczych, więc jeśli już teraz nie zaczniemy myśleć, co nas czeka, nie podejmiemy starań, żeby szukać nowatorskich pomysłów, które niekoniecznie od razu muszą nam pasować, to za chwilę będziemy w beznadziejnej sytuacji.
„Musimy szukać nowych rozwiązań” – ale kim są ci „my”?
– Zaraz sobie porozmawiamy, co każdy z nas może zrobić wokół siebie. Ale najwięcej tych poszukiwań – nie tylko odnośnie mieszkania, też organizacji jedzenia, opieki, włączania w życie, na przykład kulturalne czy rynku pracy – odbywa się na poziomie lokalnych społeczności, organizacji obywatelskich i samorządów. Bo to jest poziom, który najbardziej kształtuje jakość naszego życia.
To weźmy kolejne zmartwienie przyszłych seniorów, czyli kwestię emerytur. Jest pewne, że te świadczenia będą dużo niższe niż dziś. Czy tu się pojawiają jakieś odpowiedzi?
– Ponieważ jest to wynik struktury demograficznej, odpowiedź jest jedna: będziemy musieli dłużej pracować. Teraz chodzi o to, jak tę pracę ułożyć sobie na nowo. Bo praca osób starszych nie będzie taką samą, jaką wykonujemy obecnie.
Ja sobie nie wyobrażam, żebym mogła pracować za 20 lat tak jak dziś. Często już teraz nie daję rady. I wydaje mi się, że to jest pokoleniowe doświadczenie, nie tylko moje.
– Co zmusza nas do zastanowienia się: no dobrze, to co mogę zrobić już teraz? Czy mogę jakoś przedefiniować swój styl pracy tak, żeby rozłożyć siły, skoro będę pracować dużo dłużej niż kolejne 15 lat? Jak mam zarządzać energią? Zwłaszcza że być może tę pracę trzeba będzie łączyć z opieką nad jeszcze starszymi rodzicami. Rynek też będzie musiał to uwzględnić. Być może pojawią się rozwiązania podobne do tych dla młodych matek czy ojców.
Urlopy opiekuńcze dla pracujących seniorów opiekujących się starszymi seniorami?
– Na przykład. To już jest wielkie zjawisko w Polsce, bo typową opiekunką osoby starszej jest inna osoba starsza. Najczęściej kobieta, która sama doświadcza różnych trudności zdrowotnych, godząc to z opieką nad wnukami albo ze wspieraniem dorosłych dzieci, które coraz dłużej mieszkają z rodzicami. A nam dojdzie do tego jeszcze praca zawodowa.
Na razie w Polsce w grupie 60-89 lat tylko 16 proc. osób jest aktywnych zawodowo.
– Póki co wśród pracodawców widzę głównie obawy i wciąż pokutujące przekonanie, że rynek pracy należy do ludzi młodych. Ale jest nadzieja, bo przecież firmy uczą się różnorodności. Na przykład tego, że w zespole mogą być ludzie z różnych pokoleń – i zetki, i milenialsi, i X-Y, z różnych kultur, neuroatypowe, że te osoby mają różne potrzeby, możliwości i musimy się jakoś dogadać. Więc za chwilę pojawi się też przestrzeń na dostrzeżenie potencjału osób starszych.
Powszechną praktyką w świecie anglosaskim jest różnego rodzaju mentoring, czyli traktowanie osób starszych jako tych, które posiadają wiedzę, doświadczenie, zasoby wynikające na przykład z przeżycia dziesiątek trudnych sytuacji interpersonalnych w pracy. To może być bardzo przydatne dla młodych osób, które często doświadczają konfliktów, nieporozumień – a starsze osoby, ze względu na większą praktykę, potrafią rozwiązać je na miękko.
Taką inicjatywą, która dostrzegła potrzebę pracy w wieku emerytalnym, jest na przykład Biuro Karier dla osób starszych, które powstało przy Akademii WSB w Dąbrowie Górniczej. Okazało się, że osoby związane z lokalnym Uniwersytetem Trzeciego Wieku bardzo chciały pracować na emeryturze. I nie tylko chciały kontynuować to, co robiły wcześniej, czyli „40 lat byłam księgową, więc chcę pracować jako księgowa”, ale szukały też czegoś zupełnie innego. Jeden pan całe życie pracował w fabryce, ale w wolnym czasie interesował się fotografią. Inwestował w to hobby, rozwijał je. I tym się zajął profesjonalnie na emeryturze, więc takie senioralne biuro karier może otworzyć całkiem nowe możliwości.
O konieczności uczenia się przez całe życie mówi się na Zachodzie: „lifelong learning”. Póki co w Polsce tylko 15 proc. osób w wieku 55-64 podejmuje jakąś formę nauki. Nasze pokolenie będzie musiało podjąć ten wysiłek, a z drugiej strony – skąd ci zapracowani, przeciążeni informacyjnie 40- czy 50-latkowie mają za 20 lat wziąć siłę, żeby uczyć się czegoś nowego albo przebranżowić?
– Albo się poddamy, albo się z tym jakoś zmierzymy. Warto pamiętać, że uczenie się to nie tylko wysiłek, ale i korzyści. Na przykład kontakty społeczne, które, jak pokazuje wiele badań, w tym fantastyczne wieloletnie badania z Harvardu, są kluczowe dla zdrowia. Decydując się na taki styl życia, działamy na rzecz własnej kondycji fizycznej i psychicznej, poczucia szczęścia, czucia się potrzebnym.
Jedna z uczestniczek naszego programu „Seniorzy w akcji”, który realizujemy od 16 lat z Polsko-Amerykańską Fundacją Wolności, powiedziała, prowadząc projekt dla lokalnej społeczności: „Całe życie pracowałam w kadrach w fabryce na Śląsku. I dziś, mając 70 lat, znów mogłam poczuć to, co czułam w harcerstwie – że jestem częścią wspólnoty, że mogę coś zrobić dla innych, że mam głos. A do tego mam frajdę”. Opierając się na jakiejś wymianie, na współdzieleniu – ale trochę też na zweryfikowaniu materialnych oczekiwań – możemy stworzyć alternatywne podejście do starości.
O dobroczynnym wpływie relacji piszemy od lat. Coraz częściej jednak spotykam ludzi, którzy mówią: wiemy to, ale nie mamy czasu pielęgnować relacji. Prawdopodobnie ci ludzie na starość nie tylko będą samotni, w ogóle wyjdą z wprawy przebywania z innymi. Czy myśli się o jakiś rozwiązaniach dla osób, które jak się to mówi – nie zainwestowały w relacje?
– Jest taki trend w europejskich politykach senioralnych, żeby wychodzić do ludzi, dostarczać im różne usługi do domu, co tworzy też okazję do budowania więzi. Myślę teraz o amerykańskiej organizacji „Meals on Wheels” i jej projekcie, w ramach którego wolontariusze gotują posiłki i dostarczają je osobom potrzebującym, w tym starszym. Taki posiłek jest nie tylko posiłkiem. Jest również pretekstem.
Do spotkania?
– Do jakiejś wymiany. Do poczucia bycia zaopiekowanym też. W tym modelu robimy coś dla innych, ale też trochę dla siebie, bo może za jakiś czas my albo nasi bliscy będziemy chcieli skorzystać z podobnej usługi. Z kolei ta druga osoba czuje, że nie jest zupełnie sama. Jednocześnie nie jest to bardzo kosztowne. I takie pomysły są też realizowane w Polsce, na przykład w naszym inkubatorze innowacji społecznych „Generator Innowacji. Sieci Wsparcia”, który współtworzymy z PCG Polska.
Czym jest taki inkubator?
– Od 2016 roku, w całej Polsce, Ministerstwo Rozwoju ze środków europejskich wspiera miejsca, które odpowiadają na różne społeczne wyzwania związane z włączaniem grup wykluczonych tak, żeby żyło im się lepiej. My jesteśmy jednym z takich miejsc, specjalizującym się w szukaniu rozwiązań na rzecz osób starszych. Każdy, kto ma pomysł, może do nas przyjść i go przetestować z naszym wsparciem.
I ile takich pomysłów już przetestowałyście?
– Ponad 80. Ale my nie tylko sprawdzamy, czy działają. Tworzymy też całe instrukcje, „krok po kroku”, jak taki pomysł wdrożyć u siebie. Jedne są dla instytucji kultury, inne dla samorządów, jeszcze inne dla osób prywatnych. Modele rozwiązań można pobrać ze strony Sieciwsparcia.pl.
Wracając do tych obiadów, w myśleniu o starości istnieje kierunek, który polega na łączeniu już istniejących zasobów i potrzeb w nowy sposób. Na przykład grup osób starszych z grupą dzieci albo z uchodźcami. Taką innowacją, która powstała w naszym inkubatorze, są „obiady terapeutyczne”. Jej autorka, Alicja Barcikowska z Krasnegostawu, współpracowała wcześniej z warsztatami terapii zajęciowej. WTZ to miejsca, gdzie osoby z niepełnosprawnościami, głównie intelektualnymi, zdobywają różne umiejętności. Na tych warsztatach uczestnicy uczyli się akurat gotowania, a potem zjadali posiłki sami albo z rodziną. Pani Alicja pomyślała tak: skoro oni mają swoją kuchnię, a na tym osiedlu mieszka mnóstwo starszych osób, które nie kwalifikują się do pomocy społecznej, bo ich sytuacja materialna nie jest aż taka zła. Jednak jedzą byle co, bo nie mają siły gotować albo nie stać ich na coś lepszego, to dlaczego by ich nie połączyć?
Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Uczestnicy warsztatów terapii zajęciowej mieli poczucie sensu i odpowiedzialności, bo „muszę zanieść obiad pani Krysi, ona na mnie czeka”. A osoby starsze nie czekały na jakiś anonimowy obiad z firmy cateringowej, tylko na obiad „od Janka”. Korzyścią było nie tylko smaczne jedzenie, ale i znalezienie swojego miejsca w społeczeństwie. Ten projekt został później dostrzeżony przez ministerstwo i przeznaczony do tzw. skalowania.
Co to znaczy?
– Wdrożono go na szerszą skalę. Aktualnie obiady gotowane w ramach warsztatów terapii zajęciowej są dostarczane osobom starszym w 44 województwach.
To jest opowieść o tym, że takie małe pomysły, przetestowane na lokalnym gruncie, łączące istniejące zasoby i potrzeby, i realizowane przez organizacje społeczne mogą się fenomenalnie sprawdzić również na większą skalę.
Wspomniałaś, że zmienia się model rodziny. Coraz więcej osób nie decyduje się na dzieci. Oczywiście, dzieci nie gwarantują opieki na starość, jednak zwiększają to prawdopodobieństwo. Co z tymi, którzy takiej opieki mieć na pewno nie będą?
– Jest już mnóstwo pomysłów na przykład na to, jak pomóc osobom starszym lepiej funkcjonować samodzielnie w mieszkaniu. Starzy ludzie często ulegają wypadkom we własnym domu – ktoś się potknie o dywan, uderzy głową o źle ustawioną szafkę, gdzieś zabraknie poręczy. Nie mówiąc już o „więźniach czwartego piętra”, czyli ludziach, którzy mieszkają w budynku bez windy i utykają na wysokim piętrze, bo nie są w stanie się poruszać.
W Niemczech od lat dofinansowuje się dostosowywania mieszkań. Do osoby starszej przychodzi interdyscyplinarny zespół i ustala, jak można lokal przearanżować, co w nim zmienić. My, lata temu, zrealizowaliśmy podobny projekt, który połączył studentów projektowania z podopiecznymi Stowarzyszenia mali bracia Ubogich. Studenci prostymi sposobami i niewielkim nakładem finansowym znacząco poprawili funkcjonowanie tych osób. W jednym miejscu podkleili dywany, w innym zawiesili sznurek do otwierania szafki, a w jeszcze innym zamontowali mechanizm do podtrzymywania.
Przez kilka lat jeździłam na targi designu w Mediolanie i zauważyłam, że z roku na rok młodzi projektują coraz więcej przedmiotów i mebli z myślą o starszych – na przykład fotel, który starzeje się z właścicielem przystosowując do zmieniającego się ciała albo łóżko, z którego łatwiej stać, gdy nie jest się tak sprawnym.
– Często wydaje się nam, że takie rzeczy muszą być bardzo kosztowne albo oparte o najnowszą technologię. A rozwiązania bywają naprawdę proste. I tu jest przestrzeń dla organizacji i instytucji, choćby takich jak nasza, które wiedzą, jakie światy ze sobą połączyć, potrafią powiedzieć: hej, spotkajcie się razem. Wy, zamiast projektować abstrakcyjne rzeczy, zaprojektujcie pani Irenie przedpokój, w którym się nie połamie. A wy, którzy macie podopiecznych z problemem poruszania się po domu, spytajcie tych, którzy się na tym znają, co tu można usprawnić.
Kolejnym obszarem, w którym można wiele zrobić, jest kultura. Bo uczestniczenie w niej ma ogromny wpływ na samopoczucie, mamy na to badania.
I co tu się może wydarzyć?
– Na przykład kultura może przyjść do ciebie, jeśli jesteś w złej formie, albo nie możesz się poruszać. W filii Domu Kultury w warszawskim Wawrze jedna z naszych innowatorek zauważyła zjawisko „znikających uczestniczek”. Grupa seniorek przychodziła na zajęcia manualne, jednak jedna się wykruszyła, potem druga, kolejna. I co się okazało? Że jedna nie ma już siły przychodzić, druga jest w złej formie psychicznej, a trzecia ma problem z dojazdem. Nasze innowatorki pozyskały pieniądze z urzędu miasta, przeszkoliły bezrobotne dziewczyny z gminy i zatrudniły je do prowadzenia tych zajęć w domach osób starszych. Dom kultury nie tylko umożliwił tym osobom uczestniczenie w kulturze, ale też dał im troskę, poprawił ich sprawność manualną, poznawczą. I to jest wskazówka dla różnych instytucji, jak można szukać sposobów na włączenie osób wykluczonych.
Ale, żeby to zrobić, trzeba najpierw pokonać bariery w myśleniu o sobie jako o instytucji, do której nie tylko się przychodzi, ale która może też wyjść do innych.
Już nie mówiąc o rozwiązaniach dla szczególnie wrażliwych grup.
Kogo masz na myśli?
– Na przykład osoby z demencją. To rozwiązanie testowaliśmy w Muzeum Narodowym w Warszawie. Wydawałoby się, że ta grupa już w niczym nie może uczestniczyć, że w ogóle jest wyłączona z życia społecznego. Tymczasem nasza innowatorka Marzena Wójcicka udowodniła, że to nieprawda, że osoby z demencją mogą być równoprawnymi uczestnikami kulturalnej oferty. Swoją drogą podobne doświadczenia ma nowojorskie Museum of Modern Art, czyli słynna MOMA. Dziś odzywają się do nas instytucje z całej Polski, które chcą podobne zajęcia prowadzić u siebie.
Jak one wyglądały?
– Najpierw z kolekcji muzeum wybrano prace o uniwersalnej tematyce, które mogły stać się pretekstem do rozmów. Potem przeszkolono edukatorki – bo żeby prowadzić zajęcia z taką grupą, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje. A potem zaproszono osoby z demencją wraz z opiekunami. Kontakt ze sztuką okazał się dla nich tak stymulujący, że efekty były niesamowite. Niektórzy opiekunowie mówili: „Myślałam, że mój tato nigdy się już nie odezwie, a tu się odezwał”. Albo: „Myślałam, że mama nie da rady uczestniczyć w czymś takim. A nie dość, że uczestniczyła, to jeszcze jak wyszłyśmy, rozpoznała fragment Warszawy, którego nie rozpoznawała od lat”. To doświadczenie przywróciło też uczestnikom i uczestniczkom godność, że są w tak ważnym miejscu jak Muzeum Narodowe, że uczestniczą w jakimś święcie. Relacja między opiekunami, często straszliwie umęczonymi, a ich podopiecznymi, też nabrała innego wymiaru.
Mówisz o zmianach oddolnych – ktoś dostrzega jakąś potrzebę i ma nią pomysł. Ale co z takim problemem jak zdrowie? Tego już się nie da załatwić oddolnie. System ochrony zdrowia już jest niewydolny. Co będzie za te 20, 30 lat?
– Ochrona zdrowia to odpowiedzialność państwa. Ja się odwołuję do rozwiązań miękkich i nie bagatelizowałabym ich, bo stanowią alternatywę i mają ogromną moc. Spójrzmy na te obiady terapeutyczne. Skoro mogą one się wydarzyć już nie w jednym miejscu, a w 44, to może będą mogły się wydarzyć w 444, a potem w 4444? Rolą rządu jest to, żeby tego typu rozwiązania wyciągać z tej oddolnej przestrzeni i wdrażać na szerszą skalę. Może zechce się im przyjrzeć nowa ministra ds. polityki senioralnej?
Więc jeśli pytasz o oddolne rozwiązania w zakresie zdrowia, to są dwa ciekawe kierunki. Pierwszy to profilaktyka, czyli dbanie o swoją sprawność, aktywność fizyczną. A drugi – docieranie z informacją. Jednym z projektów testowanych w naszym inkubatorze był pomysł Wrocławskiego Centrum Alzheimerowskiego, które miało taką usługę jak badania przesiewowe w kierunku alzheimera, ale za mało osób z niej korzystało. I wymyślili genialną rzecz – przeszkolenie młodzieży tak, żeby skutecznie zachęciła dziadków i starszych bliskich do badania się. Bo przecież wnuczkowi czy wnuczce się nie odmawia.
Sprytnie.
– Właśnie – często mówimy, że rozwijane w ramach inkubatora pomysły – to sprytne rozwiązania dla dużych wyzwań.
Albo weźmy twój ulubiony „social prescribing”, czyli przepisywanie kontaktów społecznych na receptę, pomysł popularny w Wielkiej Brytanii. To też jest oddolna odpowiedź na pytanie, jak zagospodarować rzeszę ludzi, która korzysta ze służby zdrowia w celach społecznych. Bo jest im źle, bo są same, bo źle się czują, ponieważ są same, i przychodzą do przychodni pogadać. Takie rozwiązanie, w ramach naszego inkubatora, testowało PCG w Aleksandrowie Łódzkim. Nazywało się „Recepta na życie”. Przychodnia nawiązała współpracę z ośrodkiem kultury, który zebrał informacje o wszystkich możliwych aktywnościach dla osób starszych w okolicy, a potem lekarze, wystawiając receptę, wystawiali też receptę na te aktywności. Na przykład na zajęcia na basenie tylko dla seniorów – a następnie sprawdzali, czy ta starsza osoba z nich skorzystała.
Bez dostępu do tych informacji te starsze osoby mogły myśleć, że nic dla nich w tym Aleksandrowie nie ma albo, że ich nie stać, tymczasem oferta okazała się całkiem spora. I takie miękkie pomysły też mogą być odpowiedzią na wielkie wyzwania. Szukajmy pieniędzy, żeby porządnie zreformować służbę zdrowia, a równolegle szukajmy pomniejszych, nowatorskich rozwiązań.
Wspomniałaś o profilaktyce. Rozumiem, że tu chodzi o to, żeby się jakoś na tę starość przyszykować?
– My się już musimy szykować, Agnieszko.
A ty jak się na nią szykujesz?
– Staram się mądrze zarządzać energią. Inwestuję w relacje. Na pewno pomaga mi moja praca. Bo w kontekście tych różnych niewesołych prognoz ja jednak żyję w świecie ludzi, którzy próbują coś zmienić. Wykorzystują możliwości, które mają, żeby w ich lokalnych społecznościach żyło się trochę lepiej. Obcowanie z nimi sprawia, że ta perspektywa jest trochę bardziej optymistyczna.
W ogóle polecam kontakt z osobami starszymi, bo są wzorami do myślenia o tym, jak może wyglądać nasza starość. Ostatnio spotkałam się z grupą seniorek, które działają przy jednej z warszawskich instytucji kultury. Spotykają się, odwiedzając galerie sztuki w darmowe dni. Zaczęłyśmy od rozmowy o wystawie, którą ostatnio widziały, na której pojawił się wątek cielesności. I nagle znalazłam się w gronie znacznie starszych kobiet, siedemdziesięcioparoletnich, z którymi bardzo otwarcie rozmawiałam o seksualności. Tak otwarcie dawno nie rozmawiałam z koleżankami w moim wieku – o relacji z naszym ciałem, o masturbacji.
I co sobie pomyślałaś?
– Jak to tak ma wyglądać, to dam radę.
W tym, co mówisz, są dwie rzeczy. Jedna – że warto konfrontować to, co się ma w głowie na temat starości, z rzeczywistością. A druga, że chyba jednak wciąż wokół starzenia jest dużo stereotypów.
– Bardzo dużo. I obszary totalnego tabu. Na przykład właśnie seksualności osób starszych, włącznie z tymi mieszkającymi w instytucjach opiekuńczych.
Poza wszystkim po prostu fajnie jest mieć starsze koleżanki czy kolegów, bo czymś, co rozbraja, to nasze myślenie o starości, są relacje międzypokoleniowe. Ci starsi koledzy i koleżanki mogą nas oswoić z tym okresem życia, pokazać, jaką drogę sami przeszli…
…i że życie wcale się nie kończy.
– Przeciwnie, niektórym w jakimś sensie dopiero się zaczyna. Bo mogą zrealizować marzenia albo wreszcie żyć tak jak chcieli, tylko różne zobowiązania im na to nie pozwalały.
Przekaz medialny na temat starzenia się zmienia. Coraz więcej widać seniorów, którzy są aktywni, przekraczający bariery wiekowe, jak DJ Wika, modelka Helena Norowicz czy Jan Morawiec, maratończyk po 80. Mówi się o zjawisku „silver tsunami”. Wydaje mi się jednak, że niektórych taki model może onieśmielać. Mogą pomyśleć: czy dam radę być tak aktywna? Czy w ogóle muszę?
– Mnie „silver tsunami” źle się kojarzy, z tragedią, już wolę „silver power”. Nie lubię też słowa „seniorzy”, wolę starsi dorośli. Ale ja się cieszę, że tych wzorców starości jest coraz więcej, bo chyba lubimy wybierać, prawda? Oczywiście, nie wszystko w naszym starzeniu wybierzemy, jednak coś możemy, więc im więcej będzie tych modeli, tym lepiej.
Zawsze podkreślam, żeby pamiętać, że grupa osób starszych to jedna z najbardziej zróżnicowanych grup, bo przecież 60-latka od 85-latka dzieli całe pokolenie. Nie mówiąc o różnicach pod względem płci, miejsca zamieszkania, wykształcenia, kapitału kulturowego, stanu zdrowia, sytuacji ekonomicznej, osobistej. To, co nam, społeczeństwu, słabo wychodzi, to dostrzeganie tych ogromnych różnic. A im bardziej myślimy o osobach starszych jako o masie, starości jako o pewnym monolicie, tym więcej lęku w nas budzi.
Wrócę jeszcze do tego przymusu bycia aktywnym. Kiedyś sama używałam sformułowania „aktywizacja seniorów i seniorek”, dziś go nie cierpię.
Dlaczego?
– Bo to właśnie takie narzucające się, opresyjne. Pokazujące, że to jedyny właściwy model. A ja już wiem, obserwując osoby starsze, że bywa różnie. Dla niektórych wielką aktywnością jest położenie w oknie poduszki i oglądanie tego, co się dzieje na podwórku. Dla innych – siedzenie na ławce i rozmowa z sąsiadami. Dla jeszcze innych – wycieczka rowerowa. Nie warto pochopnie oceniać tych wyborów, mówić – to jest aktywny senior, a tamten jest nieaktywny, raczej szukać w tej całej różnorodności modelu na swoją starość.
Często myślimy o osobach starszych jak o odrębnej grupie. Podobnie zresztą myśli się o nastolatkach, a przecież wszyscy jesteśmy połączeni i od siebie zależni. I ta rosnąca grupa osób starszych będzie generować zapotrzebowanie na przykład na nowe zawody związane z obsługą starości. Może dobrze byłoby dostrzec w tym możliwości?
– Ja ich widzę mnóstwo. Nie tylko na tworzenie nowych zawodów, ale i na budowanie nowych kompetencji w ramach już istniejących. Potrzeba tylko jednego – otwarcia się na osoby starsze, zaciekawienia się nimi.
“Silversi: doświadczenie pracy nad szczęściem” – raport przygotowany przez Otodom, Politykę Insight i SWPS w ramach projektu “Szczęśliwy dom” to czwarta publikacja zrealizowana na podstawie tegorocznego badania dobrostanu mieszkańców Polski, prowadzonego przez Otodom już od trzech lat. Można się z nim zapoznać na www.otodom.pl/wiadomosci/pobierz/raporty/szczesliwy-dom-silversi-doswiadczenie-pracy-nad-szczesciem.
Wywiad został opublikowany w Gazecie Wyborczej: https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,30491658,w-wynajetym-mieszkaniu-bez-dzieci-ktore-pomoga-z-wiekowymi.html#commentsAnchor